„Pamiętam Amerykę sprzed Dnia Ziemi: rzeka Cuyahoga potrafiła płonąć przez cały tydzień, płomieniami wysokimi na pięć pięter, jezioro Erie zostało uznane za martwe. Gdy byłem chłopcem, przestrzegano mnie, bym nie kąpał się w rzekach Hudson, Potomak czy Charles. Przypominam sobie, jak czarny dym owijał budynki w Waszyngtonie – do tego stopnia, że codziennie musieliśmy ścierać sadzę, a w niektóre dni nie sposób było powiedzieć, jak wysokie są te budynki. Pamiętam, jak w 1963 r. wschodni sokół wędrowny – zapewne najbardziej spektakularny z drapieżnych ptaków w Ameryce – został uznany za wyginiony, wytruty wszechobecnym DDT”.
Ten wspomnieniowy fragment wyszedł przeszło 20 lat temu spod pióra Roberta F. Kennedy'ego Juniora – wówczas jednej z ikon amerykańskiego ruchu ekologicznego, dzisiaj sekretarza zdrowia w administracji Donalda Trumpa, słynącego ze swojej niechęci do szczepionek. Kennedy poprzedził nim – i dalszym wywodem, w którym wysławiał długą drogę, jaką Ameryka przeszła w ciągu ponad 30 lat w dziedzinie ochrony środowiska naturalnego – książkę senatora Gaylorda Nelsona, twórcy Dnia Ziemi.
Przebudzenie Ameryki
Ameryka lat 60. może dziś budzić sentyment za sprawą osadzonych w tej dekadzie seriali, Elvisa Presleya czy pieczołowicie odrestaurowanych krążowników szos – ale nie było to wcale przyjazne miejsce do życia. Gwałtowny rozwój przemysłu w latach 50. i 60. – przy nieobecności jakichkolwiek norm środowiskowych – doprowadził do daleko idącego zanieczyszczenia powietrza, wody i gleb w Ameryce.
Czytaj więcej
W Indonezji – tropikalnym państwie wyspiarskim, na którego terenie znajduje się trzeci co do wiel...
W lata 70. USA wchodziły ze smutnymi rekordami: fabryki wypychały do otoczenia 92 mln ton zanieczyszczeń, w tym wiele takich, które dziś należą do substancji zakazanych z powodu swojej szkodliwości – również dla człowieka. Gdzie popadnie wyrzucano chemikalia, plastiki czy wszelkiego rodzaju odpady. W rolnictwie na olbrzymią skalę stosowano pestycydy. Szybko zwiększająca się liczba paliwożernych samochodów dokładała swoje. Amerykanie zaczęli chorować, głównie na choroby układu oddechowego, ale też skórne czy związane z układem pokarmowym.