Reklama
Rozwiń
Reklama

Polityka klimatyczna legła w gruzach. Świat 10 lat po Porozumieniach paryskich

Dziesiąta rocznica podpisania porozumień z Paryża będzie raczej okazją do załamania rąk niż świętowania. Wysiłki negocjatorów sprzed dekady zostały skutecznie zniwelowane. Wystarczyło postraszyć kosztami, których wymaga walka ze zmianami klimatu.

Publikacja: 17.10.2025 18:04

„Zmiany klimatu to największy przekręt w historii świata” – grzmiał Donald Trump podczas wrześniowej

„Zmiany klimatu to największy przekręt w historii świata” – grzmiał Donald Trump podczas wrześniowej sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku.

Foto: LUIZ RAMPELOTTO / NURPHOTO / NURPHOTO VIA AFP

Z tego artykułu dowiesz się:

  • Jakie zmiany zaszły w wyniku politycznej polaryzacji i dezinformacji od momentu podpisania Porozumień paryskich?
  • Dlaczego gospodarczy impas Zachodu ma wpływ na wdrażanie polityki klimatycznej?
  • Jakie statystyki dotyczące ekstremalnych zjawisk pogodowych zostały odnotowane w ostatniej dekadzie?
  • W jaki sposób emisje gazów cieplarnianych zmieniły się od czasu podpisania Porozumień paryskich?
  • Jakie wyzwania stoją przed sektorem energetycznym i innymi branżami w kontekście transformacji klimatycznej?

„To najlepsza szansa, by ocalić jedyną planetę, jaką mamy”. „To największy przekręt w historii świata”. Te dwie frazy dzieli dziesięć lat i autorstwo. Pierwszej użył w odniesieniu do Porozumień paryskich dziesięć lat temu prezydent USA Barack Obama, drugą niedawno podsumował zmiany klimatyczne na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ prezydent Donald Trump. Można powiedzieć, że pierwszy z tych cytatów był symbolicznym początkiem dekady polityki klimatycznej, a drugi ją symbolicznie zamknął.

Porozumienia paryskie dziesięć lat później

Owszem, to była burzliwa dekada. Nie chodzi wyłącznie o gwałtowny wzrost imigracji, kryzys energetyczny, pandemię, inflację czy rosyjską agresję na Ukrainę. Znacząco pogłębiła się polaryzacja polityczna w społeczeństwach demokratycznych, a wraz z nią w niemierzalnym – ale olbrzymim – stopniu wzrosła skala dezinformacji, teorii spiskowych i podważania ustaleń nauki (co najdobitniej obserwowaliśmy zarówno w przypadku Covid-19, jak i zmian klimatycznych), w czym niebagatelną rolę odegrały algorytmy mediów społecznościowych oraz rozkwit populistycznych ugrupowań, przede wszystkim alt-prawicowych.

Zachód, który miał być awangardą klimatycznych zmian – jako ten najbogatszy, najlepiej przygotowany technologicznie, mający wiele do stracenia – od wielu już lat tkwi w gospodarczym impasie. Wzrost gospodarczy jest śladowy, konsumenci są pod nieustanną presją kupowania nowszych – najczęściej zaledwie nieznacznie lepszych – produktów, inflacja budzi niepokój o przyszłość budżetów państw i portfeli przeciętnych obywateli.

Czytaj więcej

Kontynent w ogniu. Ekstremalne zjawiska stają się nową rzeczywistością Europy
Reklama
Reklama

W tym kontekście wydatki i wyrzeczenia związane z polityką klimatyczną – które przecież Zachód miał lepiej znieść, jako ten bogatszy – bywają prezentowane jako „lewacka propaganda”, „fantazja” czy „dewiacja”. A straszenie pustym portfelem to równie banalny, co silny, argument w populistycznym wachlarzu haseł i argumentów. Trafia na podatny grunt, podcinając popularność rządów z „mainstreamu” i powoli zmuszając je do podchwytywania haseł z radykalnego spektrum.

Ten, nomen omen, klimat pogłębiającej się obojętności coraz wyraźniej widać na szczytach klimatycznych ONZ. Gdy w 2015 r. na takiej właśnie konferencji zawarto Porozumienie paryskie, obecni byli najważniejsi politycy świata. Dziś na szczytach COP nie pojawia się zwykle żadna głowa państwa poza przywódcą państwa będącego gospodarzem spotkania. Nie inaczej będzie zapewne w listopadzie w Brazylii. Co gorsza, w ostatnich latach konferencje organizowały państwa, których finanse opierają się niemal wyłącznie na wydobyciu i eksporcie kopalin, które w kulisach szczytu – bądź co bądź klimatycznego – dobijały targu w sprawie kolejnych kontraktów na ropę czy gaz. Trudno chyba o większe wynaturzenie.

Dekada ponurych klimatycznych rekordów

„Cel ograniczenia globalnego ocieplenia poniżej 1,5-stopniowego progu wymyka nam się z rąk. Ostatnie dane dotyczące klimatu pokazują, że temperatury pozostają ekstremalnie wysokie, a 2025 r. będzie rywalizować z 2024 r. o miano najgorętszego w historii” – tak u progu lata oceniał sytuację magazyn „New Scientist”. Pod koniec lipca Carbon Brief oceniał, że ten rok będzie drugi lub trzeci w tym smutnym rankingu.

Wiosenne miesiące przynosiły przebicie symbolicznego progu 1,5 st. Celsjusza, ustalonego przez ONZ-owski Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatycznych (IPCC): przykładowo, kwietniowa średnia wyniosła 1,51 st. Celsjusza ponad poziom z czasów przedprzemysłowych.

Unijny instytut Copernicus szacował, że był to 21. miesiąc (na poprzednie 22 miesiące), kiedy to krytyczny punkt został przekroczony. Dobitnie widać to było w Skandynawii, gdzie po raz pierwszy w historii pojawiły się fale upałów przekraczających 30 stopni Celsjusza, co sprawiało, że przez ten północny region przetoczyła się fala wypadków wśród ludzi, którzy szukali ochłody w akwenach wodnych, oraz wśród reniferów, które zapuszczały się do miast w poszukiwaniu cienia.

Dwumiesięczna ekspedycja niemieckich naukowców, której ustalenia opisał w połowie września tygodnik „Der Spiegel”, przywiozła z Arktyki zastraszające dane: nie tylko znika jej lodowa pokrywa, ale też zanika podwodne życie na tym obszarze. Dla odmiany przez świat przetacza się fala burz piaskowych: tydzień temu za sprawą tego zjawiska w Sao Paulo „dzień zamienił się w noc”, miesiąc wcześniej to samo spotkało wiele regionów w Peru, wiosną burze dotknęły Bliskiego Wschodu – w Iraku hospitalizowano niemal dwa tysiące osób, w Izraelu, Kurdystanie czy Arabii Saudyjskiej wprowadzano ograniczenia w poruszaniu się.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Greenpeace: ryby z Bałtyku zanieczyszczone chemikaliami

W tym samym czasie – z tego samego powodu – w Chinach odwoływano loty m.in. z Pekinu. Według prognoz ONZ-owskiej Światowej Organizacji Meteorologicznej w dekadzie 2025-2034 burze piaskowe dotkną w tym okresie prawie połowy populacji świata i mogą odbić się na zdrowiu, w tym prowadzić do „przedwczesnej śmierci” ponad 330 mln ludzi.

Zjawiska atmosferyczne sprawiają, że niektórzy badacze są skłonni redefiniować pojęcie pór roku. „Skala i gwałtowność zmian w biogeochemicznych cyklach naszej planety gruntownie wpływają na socjopolityczną redefinicję rytmu pór roku” – stwierdzili na łamach magazynu „Progress In Environmental Geography” brytyjscy badacze Thomas E. L. Smith i Felicia H. M. Liu. Te, które znała ludzkość, zastąpi chaotyczna mieszanina „nowopowstających”, „arytmicznych”, „synkopowanych” pór roku, które generalnie charakteryzuje nieprzewidywalność. Ich dopełnieniem mogą być sezony: pożarów, dymów czy śmieci.

Co dalej z redukcją emisji?

Gdybyśmy mieli porównać sytuację sprzed dekady, moglibyśmy powiedzieć, że osiągnęliśmy pewien postęp w zakresie naukowego konsensusu: trudno byłoby dziś wskazać ośrodek naukowy, który kwestionowałby globalny wzrost temperatur lub sprawstwo człowieka w tym zakresie. Natomiast olbrzymi regres dotyczy odpowiedzi na to zjawisko. O ile gwałtowne pogarszanie się warunków atmosferycznych na planecie można przypisać emisjom gazów cieplarnianych – z reguły standardyzowanym jako ekwiwalent CO2 – to emisje te konsekwentnie rosną. Jedyny spadek, jaki został odnotowany w ciągu dekady, to „zasługa” spowolnienia gospodarczego, jakie zafundował światu Covid. Wraz z odżyciem kontaktów gospodarczych i powrotem koniunktury emisje ponownie szybko zaczęły rosnąć. W 2015 r. globalne emisje CO2 szacowano na 32,1 mld ton, w ubiegłym roku miały one dobijać poziomu 37,4 mld ton.

Czytaj więcej

Ganges wysycha. Eksperci: Tak źle nie było od 1300 lat

Wysoki poziom emisji przypisuje się zwykle przede wszystkim energetyce. Transformacja tego sektora na całym świecie ruszyła – może nie z kopyta, ale wystarczająco dynamicznie, by można było mówić o znaczącym postępie. W wielu krajach, zwłaszcza w Europie, OZE stały się ważnym – czasem nawet dominującym – źródłem energii w miksie. Z perspektywy dekady, z pewnym zaskoczeniem można odnotować gwałtowny wzrost zielonych źródeł energii w Chinach, które pod względem rozbudowy potencjału OZE są dziś globalnym czempionem.

Reklama
Reklama

Ale ten rozwój co i rusz napotyka bariery: w USA nowa administracja anulowała projekty warte miliardy dolarów, w Szwecji (która przez lata była liderem transformacji) następuje demonstracyjny odwrót od zielonej energii, w Polsce od kilku lat toczy się batalia w trywialnej dosyć sprawie odległości wiatraków od budynków – i to pierwsze przykłady z długiej listy. Branża zaś narzeka – o ironio – na stosunkowo niską cenę energii z OZE, która sprawia, że znacznie wydłuża się okres zwrotu z inwestycji, co zniechęca wielu prywatnych inwestorów. Z drugiej strony wyraźnie zaznacza się trend inwestowania przez firmy w takie źródła na własne potrzeby.

Mimo wszystkich wysiłków rośnie też konsumpcja paliw kopalnych. To nie tylko efekt skutecznych zabiegów koncernów z tego obszaru energetyki, ale przede wszystkim konsekwencja nieustannie rosnącego popytu na energię: w olbrzymiej mierze wzrost w tym względzie napędzają największe gospodarki rozwijające się. Kraje, które w największym stopniu doświadczają wzrostu temperatur na świecie, coraz częściej włączają klimatyzatory.

Według Międzynarodowej Agencji Energii tylko w 2024 r. globalny popyt na energię wzrósł o 2,2 proc. w porównaniu do poprzedniego roku. Pewnym remedium na te problemy ma być powrót do energetyki nuklearnej, ale mowa tu o projektach, których realizacja trwać będzie na tyle długo, że jeszcze przez dobre kilkanaście lat nie odcisną się one w widoczny sposób na poziomie emisji.

Europa i redukcje emisji

A przecież energetyka to wierzchołek góry lodowej. Emisyjne są budownictwo, przemysł (nie tylko ten ciężki i energochłonny), transport czy rolnictwo. Dla każdej z tych branż redukcja śladu węglowego jest procesem kosztownym i bolesnym, każda ma swoje argumenty za tym, by zmiany były możliwie spowolnione. W przypadku każdej można mnożyć niuanse: przykładowo, emisje samolotów są bardziej szkodliwe niż wskazywałyby same liczby: CO2 uwalniany na dużej wysokości wpływa na atmosferę w większym stopniu niż ten uwalniany „na ziemi”.

Transformacja nie powinna omijać praktycznie żadnego sektora gospodarki, bo dotychczasowy model konsumpcji – opisywany triadą „kupuj – używaj – wyrzuć” – napędza nie tylko rabunkową eksploatację surowców pierwotnych, ale też wysoce emisyjne branże. Dopóki jednak koniunktura czy konkurencyjność oparte są niemal wyłącznie na słupkach sprzedaży nowych produktów, nikt nie jest zainteresowany cyrkularnością – i udział gospodarki obiegu zamkniętego w gospodarce w ogóle zaczyna się z roku na rok kurczyć zamiast rosnąć.

Reklama
Reklama

Obecna retoryka sugeruje, że nie mamy co liczyć na pojawienie się tego zainteresowania. W dyskusjach na temat zapobiegania zmianom klimatycznym pojawiło się pojęcie „umiarkowania”, oznaczające w tym kontekście spowalnianie procesów transformacji, łagodzenie rygorów czy odchodzenie od uzgodnionych wcześniej ustaleń. Skala umiarkowania będzie widoczna zapewne na zbliżającym się kolejnym szczycie klimatycznym, podczas którego 195 państw sygnatariuszy Porozumienia paryskiego powinno przedstawić swoje zaktualizowane (w gruncie rzeczy: ambitniejsze) strategie działań na rzecz klimatu. Jak dotąd zrobiło to 15 krajów, niecałe 8 proc. wszystkich. Pozostałe najwyraźniej są umiarkowane.

Z tego artykułu dowiesz się:

  • Jakie zmiany zaszły w wyniku politycznej polaryzacji i dezinformacji od momentu podpisania Porozumień paryskich?
  • Dlaczego gospodarczy impas Zachodu ma wpływ na wdrażanie polityki klimatycznej?
  • Jakie statystyki dotyczące ekstremalnych zjawisk pogodowych zostały odnotowane w ostatniej dekadzie?
  • W jaki sposób emisje gazów cieplarnianych zmieniły się od czasu podpisania Porozumień paryskich?
  • Jakie wyzwania stoją przed sektorem energetycznym i innymi branżami w kontekście transformacji klimatycznej?
Pozostało jeszcze 96% artykułu

„To najlepsza szansa, by ocalić jedyną planetę, jaką mamy”. „To największy przekręt w historii świata”. Te dwie frazy dzieli dziesięć lat i autorstwo. Pierwszej użył w odniesieniu do Porozumień paryskich dziesięć lat temu prezydent USA Barack Obama, drugą niedawno podsumował zmiany klimatyczne na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ prezydent Donald Trump. Można powiedzieć, że pierwszy z tych cytatów był symbolicznym początkiem dekady polityki klimatycznej, a drugi ją symbolicznie zamknął.

Porozumienia paryskie dziesięć lat później

Pozostało jeszcze 96% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Emisje
Największy truciciel na świecie – i lider zielonej transformacji. Paradoks Chin
Materiał Promocyjny
Bank Pekao uczy cyberodporności
Emisje
Upały w Europie „zawdzięczamy” gigantom paliwowym. Na liście firmy z Polski
Emisje
Xi Jinping rzuca wyzwanie Trumpowi. Nowa deklaracja w sprawie redukcji emisji
Emisje
Nowy wyścig zbrojeń w Europie uderzy w klimat. Widmo rekordowych emisji
Materiał Promocyjny
Stacje ładowania dla ciężarówek pilnie potrzebne
Emisje
Trump otwiera kolejny front walki z ograniczaniem emisji. Weto i groźba odwetu
Materiał Promocyjny
Transformacja energetyczna: Były pytania, czas na odpowiedzi
Reklama
Reklama