Do końca dekady globalne emisje gazów cieplarnianych powinny spaść o 45 proc., tymczasem ścieżka, na której obecnie się znajdujemy, prowadzi do wzrostu o kolejne 10,6 proc. Największymi winowajcami są najbogatsze gospodarki, które nie ponoszą proporcjonalnej odpowiedzialności za swój wpływ na ocieplanie się klimatu. Podczas odbywającego się niedawno szczytu klimatycznego w Afryce sekretarz generalny ONZ António Guterres zaapelował do nich, mówiąc, żeby „przejęły swoje obowiązki”.
– Kraje rozwinięte muszą się zobowiązać do osiągnięcia zerowej emisji netto możliwie najbliżej roku 2040 – podkreślił Guterres.
Czytaj więcej
Średnia roczna emisja dwutlenku węgla miliardera jest milion razy wyższa niż osób należących do biedniejszych 90 proc. ludzkości. Na COP27 trwają rozmowy, jak ograniczyć destrukcyjny wpływ najbogatszych.
Jak wynika z nowej analizy Oxfam International, gdyby takie kraje, jak Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Australia i Niemcy, zredukowały swoje emisje do zera do 2030 roku, to wciąż nie byłoby wystarczające działanie w kontekście skali generowanych przez nie zanieczyszczeń. Kraje grupy G20 generują 78 proc. wszystkich terytorialnych emisji gazów cieplarnianych, czyli średnio 7,4–7,7 tony CO2 na osobę. Realizacja celów klimatycznych porozumienia paryskiego nie będzie możliwa, o ile nie zmniejszą ich do 2,9–3,8 tony CO2 na osobę.
Według badania, aby ponieść sprawiedliwe konsekwencje swoich działań, Stany Zjednoczone i Australia powinny podnieść swoje cele w zakresie redukcji emisji do 2030 roku kolejno o 240 i 170 proc. Niemcy powinny zwiększyć swoje zobowiązania o 160 proc., a Wielka Brytania – o 124 proc. W analizie podkreślono, że to właśnie najbogatsze kraje grupy ponoszą główną odpowiedzialność za historyczne emisje, posiadając jednocześnie odpowiednie zasoby technologiczne i finansowe, aby skutecznie walczyć z katastrofą klimatyczną. Zamiast tego wytyczają sobie niewystarczająco ambitne cele, do których dążą bez większego zaangażowania. Autorzy badania podkreślają, że ze swoim potencjałem i zasobami najzamożniejsze gospodarki powinny nie tylko wieść prym w zakresie redukcji emisji, ale też oferować wsparcie finansowe i technologiczne krajom biedniejszym, które najsilniej cierpią z powodu zmian klimatu, jednocześnie najmniej się do nich przyczyniając.