Sztucznie stworzona singapurska wyspa Bukom znana jest jako rafineryjne centrum świata. To dlatego statki płynące do Azji właśnie tam najczęściej tankują paliwo. Ale taki wizerunek Bukom zaczyna odchodzić do przeszłości, bo Singapur chce się zmienić. Docelowo zamierza stać się zieloną oazą w Azji.
Według informacji singapurskiego rządu ta zmiana nie będzie gwałtowna. Ale cel jest jasny. To miasto-państwo postanowiło się wypromować jako centrum zielonej energii. Zadanie ambitne, zdaniem niektórych – wręcz niemożliwe, bo nadal znacznie łatwiej jest sprzedawać paliwa i inne produkty petrochemiczne, niż czystą energię. W Singapurze ma swoje siedziby ponad 120 firm petrochemicznych, w tym takie giganty jak BP, Shell, ExxonMobil, czy Chevron. To właśnie ta branża stoi za imponującym rozwojem gospodarczym tego mini-państwa, które przeszło ewolucję od zaplecza wielkich krajów w centrum finansowe i usługowe regionu.
Bez gwałtownych ruchów
Aby taki rozwój był możliwy budowano kolejne sztuczne wyspy, bo na stałym lądzie nie było już miejsca na nowe inwestycje. Dzięki temu Singapur mógł wykorzystać swoje strategiczne położenie: na bardzo ruchliwym szlaku handlowych prowadzącym z Bliskiego Wschodu do Azji Wschodniej. „To branża energetyczna i petrochemia umożliwiły nam na solidny rozwój. Musimy mieć tego świadomość. I nie zamierzamy dokonywać gwałtownych ruchów. Teraz musimy po prostu poważnie się zastanowić jak możemy dokonać tej transformacji” — mówi Tan See Leng, singapurski minister pracy, handlu i przemysłu.
Jak na razie rząd opublikował „Singapore Green Plan 2030”. Dokument zakłada, że gospodarka będzie się rozwijała dzięki handlowi emisjami, finansowaniu inwestycji zgodnych ze zrównoważonym rozwojem i sektorowi usług. Państwowy fundusz inwestycyjny Temasek Holdings Pte wspólnie z Giełdą Papierów Wartościowych, Standard Chartered Plc i DBS Group Holdings poinformowały jeszcze w maju, że zamierzają stworzyć największą na świecie giełdę, na której będzie się handlowało uprawnieniami do emisji CO2. Z kolei rząd nieustannie przekonuje, że na miejscu jest dostępna wysoko wykwalifikowana siła robocza gotowa do podjęcia pracy w nowych firmach energetycznych, które chciałyby działać w Azji Południowo-Wschodniej.
Veena Energy Capital Pte., jeden z największych w regionie producentów czystej energii z wiatru i słońca, który realizuje swoje projekty od Australii po Indie, ma już swoją siedzibę w Singapurze, mimo że na miejscu nie ma jakiegokolwiek biznesu. Dlaczego właśnie tutaj ? „Bo regulacje są przejrzyste, a inwestorzy czują się tak komfortowo jak nigdzie indziej. Tak było zawsze w przeszłości i tak będzie w przyszłości, kiedy już wszyscy będą starali się postawić na produkcję energii odnawialnej” — tłumaczy Nitin Apte, prezes Veeny.
To będzie kosztowało
Tyle, że taka transformacja może się okazać – w każdym razie na początku – bardzo kosztowna., Jak wynika z danych Banku Światowego jeszcze w 2019 roku Singapur był czwartym co do wielkości na świecie eksporterem petrochemii, a paliwa (tankują tu nie tylko statki, ale i samoloty z Europy i Bliskiego Wschodu lecące do Australii i Nowej Zelandii) oraz chemia stanowiły 23 proc. całego eksportu. Co więcej, w Singapurze na giełdzie handluje się zupełnie niezielonymi towarami, takimi jak węgiel kamienny, gaz naturalny czy przetworzona ropa naftowa, a dziesiątki firm brokerskich wyspecjalizowały się właśnie w surowcach.