Szczyt klimatyczny w Baku nie przyniósł większego przełomu. Przedyskutowano pomysł stworzenia globalnego systemu pozwoleń na emisje, który w pewnej mierze byłby odpowiednikiem unijnego. Przegłosowano pomoc dla krajów rozwijających się w kwocie 300 miliardów dolarów, którą adresaci uznali gremialnie za sumę „marną”.
A wszystko przy bijącej w oczy absencji światowych liderów. Może zresztą i dobrze: mało kto z polityków zachodnich miałby ochotę uzgadniać dziś cokolwiek z – dajmy na to – Władimirem Putinem. Tyle że ta nieobecność nie oznacza, niestety, że decyzje powierzono ekspertom i naukowcom. Po prostu globalna kampania na rzecz zahamowania zmian klimatycznych nie ma dziś żadnego widocznego przywództwa. Nie jest nim bowiem ani będąca w awangardzie zmian, ale unikająca pouczania innych, Unia Europejska. Nie jest nim siląca się na coraz bardziej wyrafinowane metafory ONZ. I nie jest nim żadna organizacja czy kraj z grona tych, które zmian klimatycznych doświadczają najboleśniej.
Biznes siłą napędową transformacji
Paradoksalnie, może się okazać, że siłą napędową procesów potencjalnej transformacji jest biznes. Z komentarzy, jakie formułowane są za kulisami negocjacji w sprawie międzynarodowych traktatów czy wysiłków na rzecz hamowania zmian klimatycznych, wynika, że to właśnie z tego środowiska płyną dziś naciski, by procesom ogrzewania się planety przeciwdziałać. Być może dlatego, że biznes jest racjonalny: jeżeli wszystkie statystyki – temperatur, poziomów mórz i oceanów, katastrof naturalnych, wysokości szkód – idą w górę, to znaczy, że nie mamy do czynienia wyłącznie z medialnymi kaczkami.
Czytaj więcej
Międzynarodowy zespół naukowców, który przeprowadził badania, wykorzystując obserwacje z satelitów NASA, stwierdził, że od 2014 roku odnotowuje się wyjątkowo niski poziom zasobów wodnych na Ziemi. Z czym ma związek to zjawisko?
Co więcej, całkiem liczna grupa przedsiębiorców zdążyła już zainwestować znaczne sumy w transformację. Kupuje OZE, redukuje ślad węglowy, porzuca rabunkowe modele pozyskiwania surowców, inwestuje w start-upy szukające alternatyw dla produktów i procesów szkodliwych dla środowiska i planety. Wycofanie się z tych działań – przez firmy, przez państwa, przez organizacje – oznaczałoby nie tylko, że utopiono miliardy czy biliony dolarów, ale też – że porzucono szansę na uzyskanie rynkowej przewagi.