Brytyjski dziennik „The Guardian” omówił wyniki badań chińskich naukowców, którzy postanowili sprawdzić, jaki wpływ mają wulkany oraz pożary na sytuację związaną z globalnym ociepleniem. Zostały one opublikowane na łamach czasopisma naukowego "Geophysical Research Letters”.
Jednym z głównych wniosków z badania jest to, że ekstremalne zjawiska – w tym pożary i erupcje wulkanów – zrównoważyły efekty globalnego ocieplenia aż o 20 procent. Choć może to niektórych dziwić, oznacza to, że mogły pomóc one ochłodzić Ziemię. Jak? Dzięki dużej ilości dymu uwolnionego do atmosfery.
Zdaniem badaczy wyjątkowo istotne były pod tym względem niebezpieczne pożary, które na przełomie 2019 i 2020 roku trawiły lasy w południowej i wschodniej Australii. Szacuje się, że w ich wyniku spłonęły miliony hektarów, a ok. 3 miliardy zwierząt zginęły lub utraciły schronienie. Istotna miała być także erupcja wulkanu Calbuco w południowym Chile w 2015 roku, z powodu której ogłoszono stan najwyższej gotowości i ewakuowano okoliczną ludność z terenów w promieniu 20 km od wulkanu. Te dwa zjawiska zdaniem badaczy odegrały kluczową rolę.
Czytaj więcej
Naukowcy przewidują, że w ciągu najbliższych kilku lat przekroczymy próg ocieplenia 1,5°C w stosunku do czasów przedindustrialnych. "To pierwszy raz w historii ludzkości, kiedy jesteśmy tak blisko" – podkreślają.
Dym pomógł w walce z globalnym ociepleniem? Krótkotrwały efekt
Choć może się to wydawać absurdalne, naukowcy wyniki swoich badań tłumaczą w dość jasny sposób. Pożary występujące w lasach oraz na innych obszarach naturalnych powodują emisję dużej ilości dymu oraz pyłów i aerozoli. Ich cząsteczki mogą odbijać promieniowanie słoneczne, a to bezpośrednio prowadzi do zmniejszenia ilości padającego na planetę ciepła. W przypadku popiołu, gazów i aerozoli, które wyrzucane są podczas erupcji wulkanów, jest podobnie.