Przed nami jest jeszcze długa droga do tego, byśmy stali się w pełni cyrkularnym krajem – przyznaje Agnieszka Sznyk, prezes polskiego Instytutu Innowacji i Odpowiedzialnego Rozwoju Innowo, który wraz z norweską firmą doradztwa strategicznego Natural State oraz holenderską agencją non profit Circle Economy przygotował „Circular Gap Report Poland”, pierwszą ocenę zaawansowania polskiej gospodarki na drodze do obiegu zamkniętego. Okazało się, że ten obieg jest zamknięty na razie tylko w 10,2 proc., czyli luka cyrkularna sięga u nas jeszcze niemal 90 proc.
Efekt linearny
– To oznacza dla państwa wyzwanie, ale także ogromną szansę rozwoju nowych rozwiązań – podkreśla Carlos-Pablo Siguenza, starszy analityk w Circle Economy i jeden z twórców raportu. Jak zaznaczają jego autorzy, luka cyrkularna pokazuje skalę wykorzystania surowców pierwotnych przez krajową gospodarkę. W naszym przypadku oznacza to, że stanowią one lwią część z 613,4 mln ton materiałów zużywanych co roku w Polsce (w tym paliw kopalnych, rud metali i biomasy). Tylko jedna dziesiąta to surowce wtórne.
Możemy się pocieszać, że jeszcze większą lukę mają dużo bardziej od nas rozwinięte i „zielone” kraje. W znanej z dbałości o środowisko naturalne Szwecji poziom cyrkularności wynosi 3,4 proc. (według raportu z 2020 r.), zaś w Norwegii, gdzie praktycznie cała energia pochodzi z OZE (głównie elektrowni wodnych) – jedynie 2,4 proc. Podczas gdy w Polsce zużywamy średnio 13,8 ton surowców pierwotnych na mieszkańca, to w przypadku Szwedów jest to 25 ton, zaś u Norwegów – 44,3 tony na osobę. Jest to efekt rozwoju tych gospodarek, bazującego przez dekady na dominującym wciąż na świecie modelu linearnym – czyli stałym zwiększaniu produkcji z surowców pierwotnych i szybkim zużywaniu produktów, które potem się wyrzuca.
Istotnym elementem tego modelu jest presja na częstą wymianę produktów: przez lata w reklamach wmawiano konsumentom, że telefony, komputery, samochody, lodówki czy pralki, a także meble trzeba regularnie wymieniać na nowe modele. Jeśli zaś się zepsują – wyrzucać. Dodatkowym argumentem była tu polityka producentów, którzy utrudniali (i nadal często utrudniają) naprawę zepsutych urządzeń, nie dostarczając części do starszych modeli.
Szybka konsumpcja
W model rozwoju linearnego idealnie wpisuje się spopularyzowana w latach 90. tzw. fast fashion, czyli szybka moda, która dostarcza tanie i łatwo dostępne ubrania, błyskawicznie reagując na nowe trendy i kreując (m.in. z pomocą celebrytów) potrzebę ciągłego kupowania. Jak przypomina portal fashionbiznes.pl, światowe marki fast fashion produkują nawet 50 kolekcji rocznie, a konsumenci w krajach rozwiniętych kupowali przed pandemią pięciokrotnie więcej ubrań niż w 1980 r.