2629 GWh energii elektrycznej – taki był dorobek polskiej energetyki wiatrowej w lutym br. według danych Europejskiej Sieci Operatorów Systemów. W skali całego miesiąca oznacza to, że blisko jedną piątą prądu wyprodukowanego w Polsce dostarczyły wiatraki, a były dni, gdy produkcja dobijała jednej trzeciej. Wydajność tego źródła dobrze ilustruje też porównanie do roku ubiegłego: produkcja wzrosła o 103 proc. w porównaniu z 2021 r., podczas gdy moce branży są większe o 11,5 proc.

Ostatni miesiąc pokazał przy tej okazji potencjał OZE, gdy chodzi o – tak istotną z perspektywy rosyjskiej inwazji na Ukrainę – dywersyfikację źródeł energii i uniezależnianie się od kopalin. Dzięki wysokim wynikom energetyki wiatrowej możliwe było zredukowanie pracy konwencjonalnych elektrowni węglowych i gazowych, co powinno też pozytywnie przekładać się na emisje CO2 oraz wynikające z nich obciążenia związane z wykupem stosownych pozwoleń w systemie EU ETS.

Wiatraki nabierają rozmachu

W jednej ze swoich ostatnich prognoz Urząd Regulacji Energetyki szacuje, że już w perspektywie 2030 r. potencjał odnawialnych źródeł energii w Polsce może sięgnąć 46 GW. W sporym przybliżeniu to ekwiwalent mocy, jakie mają wszystkie użytkowane przez nasz kraj źródła energii dzisiaj. Oznaczałoby to ni mniej, ni więcej, że – jeśli zapotrzebowanie na energię utrzymałoby się na obecnym poziomie – moglibyśmy zaspokajać nasze potrzeby z OZE (w pewnym uproszczeniu, ponieważ odnawialne źródła energii nie należą do stabilnych: nie zawsze wieje wiatr, nie zawsze świeci słońce).

Dziś wydaje się to być cel dosyć abstrakcyjny. Z szacunków Agencji Rynku Energii, opublikowanych w lutym, tuż przed atakiem Rosji na Ukrainę, wynikało, że pod względem mocy zainstalowanej OZE wynosiły 30,3 proc. wszystkich źródeł energii nad Wisłą. Realną produkcję trzeba jednak odnotować niemal na dwukrotnie niższym poziomie: 16,9 proc. – taki udział w produkcji energii miały OZE w 2021 r. I trzeba tu uwzględnić, że za znaczącą część tej produkcji odpowiadała fotowoltaika.

Ale wiatraki górują nad panelami efektywnością. – Należy stawiać na rozwój energetyki wiatrowej – podkreślał wielokrotnie w rozmowach z „Rzeczpospolitą” Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej. Biorąc pod uwagę przełożenie wyłożonych kwot w stosunku do finalnej produkcji, według niego nie ma efektywniejszej alternatywy.

ARE ocenia, że na 31 grudnia 2021 r. moc zainstalowana farm wiatrowych wynosi 7116,7 MW, 42 proc. mocy zainstalowanej wszystkich OZE w Polsce (fotowoltaika minimalnie przeważa, rzecz jasna, ze względu na boom na instalacje PV z ostatnich lat). A pamiętajmy, że nasze farmy offshore to w zasadzie niemal całkowicie projekty pozostające na papierze. Ich wejście do gry może całkowicie zmienić panoramę branży energetycznej.

Skarby Bałtyku

Wystarczy spojrzeć na potencjał Bałtyku. Na całym akwenie rozsiane są dziś elektrownie wiatrowe o mocy łącznie ok. 2,8 GW. Ale już na Morzu Północnym, gdzie inwestują przede wszystkim państwa skandynawskie, pracuje ich o wiele więcej, z mocą zainstalowaną przekraczającą zapewne 23 GW. Stowarzyszenie Wind Europe prognozuje, że na Bałtyku moglibyśmy spokojnie dobić 83 GW, a Komisja Europejska ma nawet większe nadzieje: na 93 GW.

W Polsce ruszyła już rywalizacja o offshore, której drogę utorowała ubiegłoroczna ustawa o promowaniu wytwarzania energii elektrycznej w morskich farmach wiatrowych. Za nią poszły pierwsze decyzje dla projektów spółek takich jak EW Baltica 2, EW Baltica 3, Baltic Trade And Invest, MFW Bałtyk II, MFW Bałtyk III, Baltic Power, BC-Wind Polska. Stoją za nimi potęgi branży energetycznej, zarówno krajowe (PGE, Polenergia, PKN Orlen), jak i zagraniczne (Equinor, Orsted, RWE Renewables, Northland Power, Ocean Winds). Łączna moc zainstalowana z planowanych do budowy przed 2030 r. farm może dobić 5,9 GW.

Polska nie jest jedynym rynkiem, na którym chcą działać nasi rodzimi budowniczy farm wiatrowych. Aukcja energii wyprodukowanej offshore odbędzie się u nas dopiero w 2025 r., tymczasem Litwini planują analogiczną aukcję już pod koniec przyszłego roku (a w latach 2025–2026 zrobią to również Łotysze i Estończycy) – zatem na tamtejszy rynek kieruje się dziś uwaga naszych graczy, od państwowego Orlenu po prywatną Polenergię.

Przy czym nie oznacza to, że polska morska energetyka wiatrowa zatrzyma się na 5,9 GW mocy. Ustawa, choć przyjęta przez branżę z otwartymi ramionami, jest ledwie pierwszym krokiem na drodze, którą inne państwa ruszyły już dobrą dekadę wcześniej. Polska ma długą linię brzegową na Bałtyku, wiatry bywają tam mocne i częste, a w pierwszym rzucie decyzje dotyczą obszarów znacznie oddalonych od brzegu. Docelowo potencjał polskich wybrzeży Bałtyku szacowany jest na 28–45 GW w perspektywie 2050 r.

Nie ma ucieczki

„W 2040 r. ponad połowę mocy zainstalowanych będą stanowić źródła zeroemisyjne. Szczególną rolę odegra w tym procesie wdrożenie do polskiego systemu elektroenergetycznego morskiej energetyki wiatrowej i uruchomienie elektrowni jądrowej. Będą to dwa strategiczne nowe obszary i gałęzie przemysłu” – tak zdefiniowane jest miejsce farm offshore w „Polityce energetycznej Polski do 2040 r.” (PEP2040).

Uruchomienie farm offshore może mieć pozytywne skutki dla portfela konsumentów energii. Dziś, ze względu na rozchwiane giełdy energii, bardzo trudno szacować koszty produkcji sektora konwencjonalnej energetyki. W ubiegłym roku, przed kryzysem gazowym i wojną w Ukrainie, przy znacznie stabilniejszej sytuacji szacowano je na 300 zł za MWh. W pierwszej fazie po uruchomieniu morskich farm wiatrowych cena MWh energii z bałtyckich wiatraków może sięgnąć maksymalnie 320 zł, ale wraz z rozwojem projektów powinna zacząć spadać. Farmy lądowe w ubiegłym roku produkowały prąd po średniej cenie 200 zł/MWh.

Trzeba tu również wspomnieć o czynnikach mających pośrednie znaczenie ekonomiczne. Olbrzymią rolę w płynnym przejściu do korzystania z energetyki offshore pełnią też rozwiązania technologiczne, które pozwolą ograniczyć hałas i wpływ na środowisko, np. zagrożenia dla ptaków morskich, które nierzadko wlatują pod śmigła wiatraków. Wraz z rozwojem branży można w coraz większej mierze liczyć na rozwiązania pozwalające minimalizować takie negatywne konsekwencje działania instalacji.

Nie można też lekceważyć dalekosiężnych efektów rozwoju energetyki wiatrowej offshore dla onshore. Choć lądowe elektrownie wiatrowe są uważane za potencjalnie najtańsze źródło energii, to ich rozwój od dobrych paru lat skutecznie blokuje tzw. ustawa odległościowa, a przede wszystkim zawarty w niej wymóg lokowania instalacji w odległości dziesięciokrotności wysokości wiatraka od najbliższych zabudowań (tzw. zasada 10H). To dziś najważniejsza bariera, której zniesienie postulują inwestorzy i która może runąć właśnie teraz, pod wpływem wojny w Ukrainie: sankcje na rosyjskie surowce i burzliwa dyskusja o dywersyfikacji źródeł energii mogą utorować drogę do uwolnienia tego sektora OZE od dotychczasowych rygorów.

OPINIA PARTNERA PROJEKTU: Hubert Krukowski, wiceprezes Hitachi Energy w Polsce

O tym, że strategiczny dla bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju dokument „Polityka energetyczna Polski do 2040” (PEP2040) musi zostać zaktualizowany, branża informowała – a Ministerstwo Klimatu i Środowiska potwierdzało – jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie. Nie wydaje się, by zmianie miały ulec założenia dotyczące głównych kierunków rozwoju generacji energii, czyli energetyki jądrowej i odnawialnej, ale raczej przede wszystkim terminy ich rozwoju, podyktowane chęcią szybszego uniezależnienia się od paliw kopalnych pochodzących z Rosji. O ile ciężko sobie wyobrazić przyspieszenie budowy elektrowni nuklearnej, patrząc na i tak ambitne cele wskazane w PEP2040, o tyle możemy realnie myśleć o szybszej realizacji „zielonych” projektów. Morska energetyka wiatrowa już wystartowała i większość projektów tzw. pierwszej fazy jest na etapie postępowań przetargowych oraz wyłaniania wykonawców. Ruszyła również kolejna faza wnioskowania o nowe koncesje. W tym miesiącu w Ministerstwie Klimatu i Środowiska, zgodnie z założeniami „Porozumienia sektorowego na rzecz rozwoju morskiej energetyki wiatrowej w Polsce” (Polish Offshore Wind Sector Deal), odbyło się pierwsze posiedzenie Rady Koordynacyjnej do spraw Morskiej Energetyki Wiatrowej. Powołano grupy robocze w najważniejszych obszarach – ich celem będzie utrzymywanie platformy współpracy oraz dalsze wdrażanie i realizacja porozumienia, a tym samym rozwój sektora morskiej energetyki wiatrowej w Polsce. To, co realnie możemy przyspieszyć, to na pewno rozwój projektów lądowej energetyki wiatrowej. Sytuacja nie jest jednak łatwa. Wprowadzone kilka lat temu zmiany prawa spowodowały mocne wyhamowanie tego segmentu. Sprawą liberalizacji zasady 10H zajmuje się Ministerstwo Rozwoju i Technologii, które pod koniec ubiegłego roku skierowało projekt do konsultacji publicznych. Ma on być przekazany do dalszych prac w II kwartale bieżącego roku. Miejmy nadzieję, że w końcu doczekamy się zniesienia tej bariery inwestycyjnej. Zapewne sama liberalizacja zasady 10H nie wystarczy do szybkiej odbudowy portfela projektów, ale na pewno jest nieodzowna, żeby móc o tym myśleć. Liberalizacja przepisów pozwoli w końcu rozwijać w Polsce projekty oparte na turbinach nowej generacji o większej mocy i bardziej efektywnych energetycznie. Potencjał do dalszego rozwoju elektrowni wiatrowych na lądzie na pewno jest duży i należy go traktować jako bardzo ważny element miksu energetycznego. Przykładem potwierdzającym tę tezę są rekordy generacji energii z tych źródeł z początku bieżącego roku. Kluczowy do realizacji wszystkich powyższych celów będzie rozwój sieci elektroenergetycznych w naszym kraju. Wydaje się, że temat inwestycji w infrastrukturę przesyłową, uwzględniający kierunki rozwoju przedstawione w PEP2040, został dobrze zaprezentowany w opracowanym przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne i przesłanym w tym miesiącu do konsultacji dokumencie „Plan rozwoju w zakresie zaspokojenia obecnego i przyszłego zapotrzebowania na energię elektryczną na lata 2023–2032”. Wskazuje on m.in. rozwiązanie bardzo ważnej kwestii transferu nadwyżki mocy wygenerowanej na północy kraju na południe przy wykorzystaniu technologii przesyłu prądu stałego (HVDC). Jest to technologia, która powinna być rozpatrywana do wykorzystania również w połączeniach transgranicznych, tak aby móc zsynchronizować poszczególne systemy elektroenergetyczne i sprawnie korzystać z wymiany energii, co w obecnej sytuacji geopolitycznej jest bardzo ważne.

materiały prasowe