Miałam wtedy chyba 7 lat. Kolejna godzina jazdy z Bydgoszczy do Katowic. Siedziałam w foteliku z tyłu samochodu, buzia przyklejona do szyby, a za oknem sunęły pola, czasem trafił się jakiś dom. Nagle z oddali wyłoniły się szare kominy. Spowite gęstymi kłębami pary, zasłaniały słońce. – Co to? – zapytałam. – Bełchatów. Największa w Polsce – i w Europie! – elektrownia. Robią tam dla nas prąd. – entuzjastycznie odpowiedział ojciec. Nie bardzo wiedziałam o czym mówił, ale radość w jego głosie w obliczu ponurego olbrzyma wywołała u mnie wówczas silny dysonans.
Kryzys klimatyczny “zobaczyłam” po raz pierwszy w filmie dokumentalnym “Before the Flood”, gdy miała kilkanaście lat. I zrozumiałam, co mi nie pasowało w tamtej chwili sprzed lat. Bełchatów, czyli największa elektrownia w Europie, choć stanowiła podstawę energetycznego funkcjonowania naszego państwa, stała się symbolem ludzkiej pogoni za rozwojem, okupionej eksploatacją natury ponad jej możliwości. Ja i pokolenie młodych, tak właśnie widzi Bełchatów oraz obecny system społeczno-gospodarczy.
Pokolenia mojego taty tymczasem widzi to inaczej. W ich rozumieniu elektrownia od młodości jawiła się jako zwiastun postępu, którego tak silnie w czasach PRL-u wyczekiwano. Kiedy żelazna kurtyna opadła i otworzyła przed pokoleniami naszych rodziców nieograniczone możliwości, wolność obywatelska i ekonomiczna były ideami, które głęboko zakorzeniły się w zbiorowej polskiej tożsamości. Brak ograniczeń był rodzajem leku na dekady opresji. Podszewką systemu gospodarczego i społecznego, które zostały rozwinięte przez pokolenie ojca, był progres – dążenie do dalszej władzy, większych przywilejów, udowodnienie naszej zbiorowej wyższości. Jednakże opowieść o niekończących się możliwościach dziś jest już nieaktualna.
Każdy kolejny raport o stanie klimatu i natury pokazuje, że dalszy wzrost gospodarczy oraz zwiększająca się konsumpcja doprowadzi nas globalnie do zapaści. I to już za mojego życia. Społeczeństwo Zachodu kiedyś, lata temu, zgodziło się aby system naszego funkcjonowania był oparty na nadmiernej eksploatacji natury. Zawładnięto przyrodą, traktując ją jak “złoża” oraz ludźmi, widząc w nich przede wszystkim “zasoby”.
Z poczuciem cywilizacyjnej wyższości odrzucono odpowiedzialność za cały świat, a własne interesy stały się obowiązującą, zbiorową mantrą. Młodych ludzi, którym przyjdzie spędzić większość swojego życia w tak skonstruowanym świecie kazano wrócić do ławek i siedzieć cicho.