Choroba X (Disease X) – tak przez lata eksperci Światowej Organizacji Zdrowia nazywali zapowiadaną złowieszczo, nieznaną wcześniej, chorobę. Miała ona być wysoce zaraźliwa i doprowadzić do międzynarodowej pandemii. Aż przyszedł koronawirus. Dziś naukowcy ścigają się, by trafnie wytypować następców Covid-19.
– Ludzie poznają opowieść, która towarzyszyła nam od dawna – komentuje na łamach „Financial Times” Yanthe Nobel, epidemiolożka z laboratorium Leendertz przy berlińskim Instytucie Roberta Kocha. – Jako weterynarz przywykłam już do zauważania niebezpieczeństwa przenoszenia chorób ze zwierząt do ludzi – dorzuca.
Rzeczywiście, wysłanniczka brytyjskiego dziennika znalazła doktor Nobel w głębi dżungli w Republice Środkowej Afryki, gdzie badaczka tropi nowe patogeny. Są to przede wszystkim wirusy pojawiające się u żyjących tu zwierząt. Europejscy badacze są tu wzywani do każdego znalezionego w buszu padłego zwierzęcia, badają też populacje tych zwierząt, które najchętniej dzielą się z człowiekiem wirusami: nietoperzy i gryzoni wszelkiego rodzaju.
Ta naukowa misja rekonesansowa w głębi Czarnego Lądu nie pojawiła się tu bez powodu. W ciągu ostatnich trzech lat badacze na całym świecie odnotowali niepokojący wzrost liczby zakażeń wirusami odzwierzęcymi. Nawet w cieniu Covid-19 dochodziło do lokalnych epidemii, choćby jednego ze szczepów Eboli w Demokratycznej Republice Konga, gorączki Lassa w Nigerii czy dengi w Ameryce Łacińskiej, gdzie liczba ofiar sięgnęła trzech milionów. Ale to tylko początek dłuższej listy, na której są choćby HIV, Ebola, pierwszy SARS, MERS czy Zika.
Czytaj też: Jeszcze nigdy w historii ludzkości wody nie było tak mało
Przynajmniej część naukowców bezpośrednio wiąże te zmiany z zachodzącymi na świecie zmianami klimatycznymi czy deforestacją (do której i człowiek aktywnie przykłada rękę).