Po pierwsze dlatego, że pakiet Fit for 55 to po prostu nie jest dokument, który możemy zawetować. Zacznijmy od tego, że to w ogóle nie jest jeden dokument a niemal cztery tysiące stron zapisane w trzynastu różnych propozycjach legislacyjnych. To propozycje rewizji istniejących dyrektyw i rozporządzeń ale również propozycje nowych mechanizmów. W ramach pakietu znajdziemy np. propozycję rewizji dyrektywy o efektywności energetycznej czy dyrektywy o handlu emisjami (ETS) ale też nowe mechanizmy jak np. Społeczny fundusz klimatyczny który ma opiewać na 72 miliardy euro i służyć wspieraniu najuboższych zagrożonych ubóstwem energetycznym (wg. propozycji Komisji Europejskiej Polska ma być jego największym beneficjentem i uzyskać 13 miliardów euro). Więc jeśli już byśmy mieli coś blokować (choć nie ma takiej technicznej możliwości o czym więcej poniżej) to musielibyśmy rozrywać szaty niczym Rejtan przy okazji trzynastu różnych procesów prawodawczych i przy okazji pozbawić się potężnych funduszy, które w innym razie mogłyby trafić do polskich obywateli i obywatelek.
Ale przede wszystkim nie mamy przed sobą procesu w którym moglibyśmy użyć mechanizmu weta. Przyjmowanie prawa w Unii Europejskiej nie wymaga jednomyślności wszystkich państw członkowskich. Wydawałoby się, że wicepremier polskiego rządu i zdaje się doktor prawa powinien znać podstawowe zasady przyjmowania prawodawstwa w Unii Europejskiej. Traktat z Lizbony, przyjęty już po wejściu Polski do UE, którego akt ratyfikacyjny w 2008 roku podpisał śp. prezydent Lech Kaczyński jasno stanowi, że Rada Europejska co do zasady podejmuje decyzje prawodawcze większością kwalifikowaną. A wyjątki od tej zasady muszą być określone w traktatach. Spoiler alert: trzynaście projektów legislacyjnych zaproponowanych w ramach pakietu Fit For 55 nie jest objęte wyjątkami od zwykłej procedury prawodawczej. Więc podsumowując nie możemy zastosować weta w przypadku przyjmowania poszczególnych aktów prawnych z pakietu Fit for 55 bo zwyczajnie prawo unijne nie przewiduje takiego mechanizmu. Dokładnie tak samo jak w Polskim sejmie pojedynczy poseł czy nawet ugrupowanie polityczne również nie ma możliwości zawetowania nowej ustawy i nikogo to nie dziwi. Żeby zablokować jakiekolwiek nowe prawo UE Polska musiałaby sformować tzw. mniejszość blokującą. Ale do tego trzeba by było znaleźć jakiś sojuszników tylko, że w ciągu ostatnich lat rząd bardzo skutecznie pracował by wyalienować Polskę na arenie unijnej. Do mniejszości blokującej potrzeba zbudowania koalicji państw członkowskich UE reprezentujących co najmniej 35% populacji UE. Polska jako państwo z piątą największą populacją w Unii ma więc w teorii wszystkie narzędzia w ręku by być jednym z głównych decydentów w UE jednak na życzenie rządu nie mamy niemal żadnych zdolności koalicyjnych, poparcie węgier nie wystarczy (choć i tu czasami byliśmy zostawieni na lodzie- wystarczy przypomnieć słynne głosowanie 27-1 gdy kandydatura Beaty Szydło na przewodniczącą Rady nie uzyskała poparcia nawet Węgier).
Jeżeli chodzi o sam pakiet Fit for 55, czyli trzynaście różnych projektów aktów prawnych, które mają pomóc w osiągnięciu przez przyjętego w tym roku przez UE celu 55% redukcji emisji do 2030 roku to należy podkreślić, że na razie są to propozycje Komisji Europejskiej. To znaczy, że na dalszych etapach procesu legislacyjnego zarówno nasi europosłowie i europosłanki w Parlamencie Europejskim jak i przedstawiciele rządu w Radzie będą mieli szansę wpływać na ostateczny kształt poszczególnych aktów prawnych. Propozycje Komisji zostały tak zaprojektowane, żeby służyć nie tylko redukcji emisji, ale też stymulowaniu rozwoju gospodarczego, nowych miejsc pracy i innowacji jednocześnie chroniąc rodzimy przemysł względem konkurencji spoza UE. Samo Ministerstwo Klimatu i Środowiska przyznało, że pośród propozycji Komisji znalazło się wiele zapisów które stanowią odpowiedź na wcześniejsze postulaty Polski. Wśród nich między innymi plan utworzenia nowego funduszu który ma zapobiegać i zniwelować zjawisko ubóstwa energetycznego, zwiększone finansowanie dla Polski w ramach Funduszu modernizacyjnego czy wprowadzenie podatku granicznego od emisji. Podatek graniczny od emisji ma dotyczyć kilku kategorii wysokoemisyjnych produktów, jak np. cement czy stal i będzie stanowił opłatę, która wyrówna koszty producentów z krajów trzecich z kosztami ponoszonymi przez producentów w UE by w ten sposób zapobiec przenoszeniu się przemysłu ciężkiego jak np. huty poza granice Unii. A więc pomijając, już brak technicznej możliwości zablokowania tych licznych propozycji prawa jednym aktem weta, to trzeba też podkreślić, że wiele z nich już na tym etapie wychodzi naprzeciw postulatom Polski a rząd próbując przeciwdziałać sprawnemu ich przyjęciu tak naprawdę będzie przeciwdziałał interesowi przemysłu polskiego oraz milionów Polek i Polaków.
Czy wicepremier polskiego rządu naprawdę nie zdaje sobie z tego wszystkiego sprawy i nie zna podstawowego prawa Unii Europejskiej? Czy może prezes Kaczyński postanowił odebrać pole jazgoczącej chihuahua zjednoczonej prawicy posłowi Kowalskiemu, i w sposób cyniczny i skalkulowany na populizm gra emocjami społeczeństwa? Tyle, że zamiast zrzucać winę za całe zło tego świata na złą Unię Europejską, kompletnie ignorując fakt, że jesteśmy jej częścią, że głos polskiej europosłanki liczy się dokładnie tak samo jak głos europosła z innego kraju a głos Polski w Radzie UE mógłby być często głosem decydującym (gdyby tylko rząd potrafił współpracować z innymi krajami i budować koalicje) może warto byłoby zapoznać się z podstawowymi zasadami dotyczącymi tego jak funkcjonuje Unia Europejska i jak przyjmowane jest prawo Unijne, pod którymi Polska się podpisała, i zacząć działać w Unii zgodnie z prawem? Bo opowiadanie bajek o możliwości użycia nieistniejącego mechanizmu weta nigdzie nas nie zaprowadzi tylko spowoduje dalszą eskalację konfliktu Polski w Unii.
Joanna Flisowska, szefowa zespołu klimat i energia w Greenpeace