Jak walczyć z marnowaniem żywności? Ekspert: Potrzebujemy edukacji

Jako społeczeństwo wciąż nie rozumiemy, jak duża jest skala problemu środowiskowego i klimatycznego związanego z marnowaniem żywności – mówi profesor Zbigniew Karaczun z Katedry Ochrony Środowiska i Dendrologii SGGW.

Publikacja: 29.05.2025 08:08

Warto budować świadomość i uczyć ludzi, że marnowanie żywności jest po prostu nieetyczne. To nie tyl

Warto budować świadomość i uczyć ludzi, że marnowanie żywności jest po prostu nieetyczne. To nie tylko niszczenie środowiska, ale też lekceważenie pracy rolników – mówi profesor Zbigniew Karaczun.

Foto: Oren Elbaz Unsplash

Wyrzucanie żywności to jedno z kluczowych wyzwań stojących przed współczesnymi społeczeństwami. Nie chodzi jedynie o kwestie etyczne, choć te są bardzo istotne. Wyrzucanie jedzenia to także marnowanie ogromnej ilości bardzo kosztownych zasobów – od energii przez nawozy po wodę. – W badaniach wykazano, że gdyby marnowanie żywności było krajem, byłoby trzecim, po Chinach i Stanach Zjednoczonych, największym emitentem gazów cieplarnianych na świecie – mówi profesor Zbigniew Karaczun z warszawskiej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.

Na świecie marnowana jest ok. jedna trzecia produkowanej żywności – mniej więcej 1,3 mld ton jedzenia trafia do kosza na różnych etapach produkcji. Pod względem ilości wyrzucanego jedzenia zdecydowanie przodują kraje najbogatsze. Z czego wynika tak nierozsądne podejście do żywności w zamożnych społeczeństwach?

Myślę, że jest to spowodowane tym, że żywność jest zbyt tania stosunku do zarobków w krajach rozwiniętych, więc kupowanie, a następnie marnowanie, przychodzi nam łatwiej. Gdyby jedzenie było droższe, zapewne marnowalibyśmy go znacznie mniej. Chcę być dobrze zrozumiany: wiem, że dla wielu, zwłaszcza uboższych osób, koszt żywności stanowi znaczący udział w ich budżecie. Jeśli jednak porównamy te wydatki z cenami np. wynajmu mieszkania, energii elektrycznej czy wody, to na tym tle żywność jest zbyt tania. Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, że jesteśmy regularnie atakowani dość agresywnymi reklamami typu „kup jeden produkt, drugi dostaniesz gratis”. To zdecydowanie zachęca do kupowania większej liczby produktów spożywczych pod płaszczykiem oszczędzania. Sieci handlowe często też sprzedają produkty pakowane po kilka sztuk, bez możliwości zakupu mniejszej ich liczby. Jeśli potrzebuję jednej papryki, a kupić mogę jedynie opakowanie trzech, to jest niestety bardzo prawdopodobne, że dwie pozostałe się zmarnują.

Marnowanie jedzenia szczególnie zastanawia mnie w przypadku Polski – jeszcze trzydzieści kilka lat temu część produktów spożywczych była reglamentowana, a dziś marnujemy prawie 5 milionów ton żywności rocznie i więcej niż co drugi Polak przyznaje, że wyrzuca jedzenie. Czy tak zmieniło się nasze podejście przez te trzy dekady, że całkiem odeszliśmy od rozsądnego planowania zakupów i posiłków?

Mam wrażenie, że tak. Żywność jest dzisiaj powszechnie dostępna i często wyrzucamy nawet pieczywo, a przecież jeszcze nie tak dawno żywa była tradycja całowania kromki chleba, która spadła na podłogę. Inna sprawa, że obecnie pieczywo dużo szybciej się psuje niż to sprzed lat, bo często dodaje się do niego różne składniki chemiczne. Marnowanie produktów spożywczych jest naganne, ale w przypadku produktów odzwierzęcych, takich jak mięso czy nabiał, jest to szczególnie fatalne dla środowiska, bo ich produkcja ma spory ślad węglowy, wodny i ekologiczny, generuje też ogromne emisje gazów cieplarnianych.

Czytaj więcej

Polacy chcą wykupić lasy i stworzyć własną puszczę. „Las na pokolenia”

W przypadku działań, które mogą podjąć konsumenci, aby ograniczyć marnowanie żywności, sytuacja teoretycznie jest dość prosta – wystarczy rozsądniej planować posiłki i zakupy, nie gromadzić produktów z krótką datą ważności, nie kusić się na promocje, jeśli wiemy, że nie zużyjemy danego produktu. Co mogą zrobić producenci i sieci handlowe?

Przede wszystkim mogą zaprzestać wciskania klientom dodatkowych produktów, umożliwić zakupy mniejszej ich liczby, czy wręcz pojedynczych produktów, a także wprowadzać mniejsze opakowania zamiast całych zgrzewek czy kartonów. Mogą też zachęcać do zakupu produktów, których data przydatności do spożycia jest krótsza, owoców czy warzyw, które mogą się psuć, choćby poprzez obniżanie cen. Część sieci handlowych zaczyna wdrażać takie praktyki, co też wynika z nałożonych na nie obowiązków przeciwdziałania marnowaniu żywności. Wiemy jednak, m.in. z badań prowadzonych przez wolontariuszy, że kosze przy sklepach nadal bywają pełne wyrzuconych produktów spożywczych.

W Polsce obowiązuje ustawa o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności, ale te statystyk nie ulegają poprawie. Co należałoby zrobić, żeby nastąpiła realna zmiana? Potrzebujemy bardziej restrykcyjnych przepisów? A może powinniśmy postawić na edukację?

Edukacja jest istotna, warto budować świadomość i uczyć ludzi, że marnowanie żywności jest po prostu nieetyczne. To nie tylko niszczenie środowiska, ale też lekceważenie pracy rolników. Kampanie społeczne zbudowane na takich emocjach wydają mi się dość istotnym – i skutecznym – elementem przeciwdziałania marnotrawstwu. Warto wspomnieć o kampaniach, które edukują w zakresie różnic między oznaczeniami „należy spożyć przed” a „najlepiej spożyć przed” – o ile to pierwsze jest jasną wskazówką, że po pewnym czasie produkt nie będzie się nadawać do spożycia, o tyle to drugie jest raczej sugestią. W tym wypadku, nawet jeśli sugerowana data minęła, możemy jeszcze przyjrzeć się produktowi, który wciąż może być zdatny do spożycia. Fantastycznym rozwiązaniem są też jadłodzielnie – lodówki, które stoją już w wielu polskich miastach. Jeśli kupię czegoś za dużo, mogę się tym podzielić i uratować żywność przed zmarnowaniem. Zresztą ustawa o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności nakłada na sieci obowiązek współpracy z bankami żywności czy z organizacjami charytatywnymi, aby jak najmniejsza ilość jedzenia się marnowała. Warto też edukować w zakresie przepisów kulinarnych, które można zrealizować z wykorzystaniem różnych resztek produktów, robiąc pełnowartościowy obiad, np. smaczną zapiekankę. 

Odnoszę wrażenie, że jako społeczeństwo wciąż nie rozumiemy, jak duża jest skala problemu środowiskowego i klimatycznego związanego z marnowaniem żywności, że wciąż nie mamy świadomości, jakie ilości wody, energii, gruntu są potrzebne do produkcji jedzenia, którego spora część trafi na różnym etapie do kosza. To są naprawdę ogromne ilości.

W badaniach wykazano, że gdyby marnowanie żywności było krajem, byłoby trzecim, po Chinach i Stanach Zjednoczonych, największym emitentem gazów cieplarnianych na świecie. W Polsce marnujemy 5 mln ton żywności rocznie, choć ta liczba nie jest precyzyjna, bo przecież wyrzucamy nie tylko żywność wyprodukowaną w kraju, ale również tę, która przebyła dziesiątki czy setki tysięcy kilometrów. Szacuje się, że mniej więcej jedna trzecia emisji gazów cieplarnianych z rolnictwa mogłaby być ograniczona, gdybyśmy nie wyrzucali żywności. Dodatkowo marnujemy wiele zasobów: ogromną ilość pestycydów czy nawozów które wprowadzamy do środowisk i do gleby, a które później trafiają do wód degradując je i zabijając w nich życie. Produkcja żywności wywiera potężny wpływ na środowisko i klimat, a jej marnowanie sprawia, że te szkody idą na marne.

W Polsce mamy już do czynienia z suszą hydrologiczną, niewykluczone że przynajmniej w części kraju też wystąpi również susza rolnicza. Oznacza to, że plony będą niższe, a żywność - droższa. Czy myśli pan, że to będzie swoisty zimny prysznic, który sprawi, że zaczniemy łączyć fakty i zastanowimy się nad naszym podejściem do jedzenia?

Być może częściowo tak, ale myślę, że trudno nam – jako konsumentom – myśleć w ten sposób. Jedna susza pewnie podniesie częściowo ceny żywności i dla niektórych osób będzie to utrudnienie, ale warto zastanowić się raczej nad strukturą cen. Jeśli na targu tańszy jest kilogram mięsa drobiowego niż np. kilogram czereśni czy pomidorów, to znaczy, że coś w systemie ekonomicznym rolnictwa nie działa dobrze. Na produkcję mięsa zużywa się przecież znacznie więcej zasobów,  trzeba też przeznaczyć na to znacznie więcej pracy i pieniędzy niż na wyhodowanie roślin. To jest oczywiście efekt upowszechnienia się ferm przemysłowych, które ekonomicznie są opłacalne – przynajmniej dla producentów – ale generują produkty niskiej jakości, a więc prowadzą do podniesienia kosztów związanych np. z opieką medyczną. Często mięso pochodzące z takich farm zawiera pozostałości antybiotyków czy innych niekoniecznie korzystnych dla naszego zdrowia substancji. Polska jest ogromnym konsumentem antybiotyków – średnia unijna wynosi 70 miligramów na kilogram masy zwierzęcia, a w Polsce ten poziom jest niemal trzykrotnie większy. Mamy poważny problem z antybiotykoopornością, o czym wciąż zbyt rzadko się mówi, a co wynika właśnie ze stosowania antybiotyków w hodowli zwierząt. Staliśmy się, niestety, swoistym kurnikiem Europy – prowadzimy tzw. chów nakładczy. Polega to na tym, że przywozi się do nas kurczaki, które tu zostają np. na 28 dni, w czasie których są karmione, po czym zabierane z powrotem do kraju, z którego przyjechały. W efekcie zmagamy się z całym pochodzącym z tego procederu zanieczyszczeniem, podczas gdy większość zysku trafia do innego kraju. Wielkoformatowe fermy bez wątpienia zabijają polskie rolnictwo – jeśli na takiej fermie hoduje się tysiące kurczaków, to rolnik, który ma ich kilkanaście czy kilkadziesiąt, nie będzie konkurencyjny.

Czyli nawet ta nieco bardziej etyczna, jeśli można tak to określić, hodowla zwierząt, przestaje być dla polskiego rolnika opłacalna.

Dokładnie tak, a to jest jedyna przewaga, którą moglibyśmy budować w Polsce, mając dostęp do bogatego rynku europejskiego. Powinniśmy dbać o wysoką jakość produkcji żywności, zamiast walczyć jedynie o ilość. Natomiast problemem jest to, że wszystkie badania prowadzone w Polsce wykazują, iż podstawowym kryterium dla większości Polek i Polaków pozostaje cena produktów spożywczych. Wciąż najchętniej kupujemy to, co najtańsze, nie zastanawiając się specjalnie nad jakością. Z drugiej zaś strony mamy przykłady kampanii, które potrafiły skutecznie odwrócić tę tendencję, o ile nie wymagało to od konsumenta dużego wysiłku. Warto wspomnieć tu o kampanii przeciwko kupowaniu jajek „trójek” z chowu fermowego, które u nas w kraju w zasadzie przestały się sprzedawać. Ta edukacja przyniosła skutki – ludzie zrozumieli, że kupowanie tego produktu jest nieetyczne, więc starają się kupować jajka z wolnego wybiegu. Wiedzą też, że różnica w cenie nie jest drastyczna – na opakowaniu jajek o wyższej jakości, bardziej etycznych, zapłacą być może ok. złotówki więcej. Na taką różnicę jesteśmy z reguły gotowi przystać. Ten mechanizm warto byłoby wykorzystać również w kontekście wliczania kosztów związanych z degradacją środowiska w wyniku funkcjonowania fermy przemysłowej. Być może to byłby właściwy, bardziej etyczny sposób, aby doprowadzić do tego, że produkty wysokojakościowe stałyby się bardziej opłacalne.

Wyrzucanie żywności to jedno z kluczowych wyzwań stojących przed współczesnymi społeczeństwami. Nie chodzi jedynie o kwestie etyczne, choć te są bardzo istotne. Wyrzucanie jedzenia to także marnowanie ogromnej ilości bardzo kosztownych zasobów – od energii przez nawozy po wodę. – W badaniach wykazano, że gdyby marnowanie żywności było krajem, byłoby trzecim, po Chinach i Stanach Zjednoczonych, największym emitentem gazów cieplarnianych na świecie – mówi profesor Zbigniew Karaczun z warszawskiej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Klimat
Wielki przegrany tych wyborów. Ten temat w kampanii był „chłopcem do bicia”
Materiał Promocyjny
VI Krajowe Dni Pola Bratoszewice 2025
Klimat
Bioodpady w Polsce. „Musimy mieć jasny przekaz do mieszkańców”
Klimat
Kluczowe filary rolnictwa: współpraca i komunikacja
Klimat
Choroby tropikalne coraz bliżej Europy. To skutek zmian klimatycznych
Materiał Promocyjny
Cyberprzestępczy biznes coraz bardziej profesjonalny. Jak ochronić firmę
Klimat
Zmiany klimatyczne wpłyną na zdolność kredytową. Rewolucja w podejściu banków
Materiał Promocyjny
Pogodny dzień. Wiatr we włosach. Dookoła woda po horyzont