Z perspektywy trzeciego roku rządów centroprawicowej koalicji w Sztokholmie doskonale widać, w czym rzecz: Szwecja odnotowała w ubiegłym roku 7-procentowy wzrost emisji, najwyższy od piętnastu lat, decyzje obecnego gabinetu objęły cięcia funduszy na proekologiczne inicjatywy, a także wprowadziły większe dofinansowanie dla paliw kopalnych czy uchylenie drzwi dla intensywniejszej deforestacji kraju.
„Obecne zmiany w polityce kraju stworzyły niepewne środowisko dla działań na rzecz klimatu” – skonkludowali eksperci OECD swój raport poświęcony Szwecji, opublikowany w marcu. W mediach z kolei można się natknąć na rozważania o tym, że obecni rządzący krajem starają się naśladować działania administracji Donalda Trumpa w USA, a Szwecja staje się liderem grupy państw kontestujących wysiłki na rzecz hamowania zmian klimatycznych.
A przecież chodzi o kraj, w którym prowadzono pierwsze badania wpływu emisji na atmosferę, emisje opodatkowano już u progu lat 90., nie szczędzono też pieniędzy na globalne inicjatywy proklimatyczne. Skąd ta zmiana?
Szwecja w cieniu populizmu klimatycznego
„Jako Szwedzi: przepraszamy. Mamy problem, prawicowi idioci dostali się do naszego rządu i zaczęli demolować politykę” – napisał w zeszłym tygodniu użytkownik portalu Reddit, Nisseliten, w wątku poświęconym odwrotowi Szwecji od polityki klimatycznej. Odpowiedział mu inny. – „Jako Amerykanin, mający do czynienia z tym samym, tyle że na znacznie większą skalę, doskonale to rozumiem. Mała rada: rozwiążcie jakoś ten problem, zanim się pogorszy, bo zlekceważony, będzie tylko narastał” – dowodził.
Czytaj więcej
Pociągnięcie do odpowiedzialności koncernów odpowiedzialnych za emisje gazów cieplarnianych grani...