Im większe ocieplenie, tym gorszy jest jego wpływ na świat. Mamy teraz w atmosferze tak wysokie stężenie dwutlenku węgla, że ograniczenie wzrostu temperatur do 1,5 stopnia Celsjusza, zgodnie z porozumieniem paryskim, wydaje się niemal nieosiągalne – podsumowywał tuż przed rozpoczęciem obrad szczytu klimatycznego COP27 w egipskim Szarm el-Szejk sekretarz generalny Światowej Organizacji Meteorologicznej (WMO) prof. Petteri Taalas.
W wodzie i lodzie
Jego komentarz podsumowywał opublikowany niemal w tym samym czasie wstępny raport WMO na temat sytuacji klimatycznej na świecie. A ta jest niewesoła: osiem ostatnich lat było najgorętszych w historii pomiaru temperatur na Ziemi, do czego przyczyniła się równie wyjątkowa kumulacja gazów cieplarnianych w atmosferze. I taka też częstotliwość występowania pogodowych ekstremów: fal upałów, susz i powodzi.
„Wyznaczniki i wpływ zmian klimatycznych stają się coraz bardziej dramatyczne” – piszą meteorolodzy w swoim opracowaniu. „Tempo podnoszenia się poziomu mórz i oceanów podwoiło się od 1993 r. Od stycznia 2020 r. wzrost sięgnął niemal 10 mm, by w tym roku pobić kolejny rekord. Ostatnie dwa i pół roku odpowiadają 10 proc. całkowitego wzrostu poziomu mórz, odkąd zaczęto satelitarne pomiary tego zjawiska blisko 30 lat temu” – liczą. Przekłada się to np. na zalewanie kolejnego archipelagu na Pacyfiku – tym razem przed koniecznością przeprowadzki stanęli mieszkańcy kilkuset wiosek na Fidżi. Woda zaczyna wdzierać się do nadmorskich metropolii w Afryce, a znacznie bliżej nas – na Malcie czy greckiej Krecie – wzmaga gwałtowność kataklizmów pogodowych.
Inny wyznacznik ocieplenia to topnienie lodowców. W środowisku glacjologów słowa „ekstremalny” używano do opisu utraty 2 proc. objętości lodowca – tymczasem w tym roku szwajcarskie lodowce skurczyły się o 6,2 proc. Według amerykańskiego magazynu „The Conversation” do zjawiska tego przyczyniły się gwałtowne wiatry, które przyniosły nad Europę gorący pył znad Sahary – ale nie ma wielkich wątpliwości, że to jedynie wzmogło skalę alpejskich roztopów, a nie je wywołało. Naukowcy z WMO wskazują też na Grenlandię, gdzie po raz pierwszy w historii opady kwalifikowały się raczej jako deszcz niż śnieg. Sekundują im badacze amerykańskiego Smithsonian Institute, którzy szacują, że jedna trzecia wszystkich lodowców na świecie zniknie do 2050 r. I z jednej strony będzie to pewnie wyjątkowa okazja dla nauki, by dobrać się do ziemskiej prehistorii, uwięzionej dziś w lodzie. Z drugiej jednak strony, inni badacze przestrzegają, że w lodzie zamrożone są też prehistoryczne bakterie i wirusy – możliwość ich przebudzenia i zainfekowania żywych organizmów (które następnie przeniosą zarazy na ludzkość) jest wysoce prawdopodobna.
Rok rekordów
Globalnie uśredniona temperatura jest dziś o 1,15 stopnia Celsjusza wyższa niż w epoce przedprzemysłowej (1850–1900), w zależności od konkretnej lokalizacji wskaźnik ten sięga od 1,02 do 1,28 stopnia Celsjusza. Od statusu najgorętszego roku w historii dzielił nas tylko dosyć przypadkowy krok: wyjątkowo – bo trzykrotnie w ciągu ostatnich 12 miesięcy – wystąpiła na wschodnim Pacyfiku La Niña, anomalia pogodowa, której przejawem jest utrzymywanie się ponadprzeciętnie niskiej temperatury na powierzchni wody. Za to temperatura wody w oceanach mogła pobić kolejny rekord – tego się jednak na razie nie dowiemy, gdyż ostatnie dostępne wyniki pomiarów dotyczą 2021 r.