Reklama
Rozwiń

„Kradzież wiatru”, niskie ceny i niechęć inwestorów. Nowe zmartwienia branży OZE

W 2030 r. udział wiatru w europejskim miksie energetycznym ma sięgnąć jednej trzeciej, w 2050 r. będzie to już połowa produkcji. Wcześniej jednak branża musi przezwyciężyć wiele trudności.

Publikacja: 10.07.2025 16:33

Farma wiatrowa w hiszpańskiej Galicji.

Farma wiatrowa w hiszpańskiej Galicji.

Foto: Brais Lorenzo/Bloomberg

Rok 2024 przyniósł branży wiatrowej nowy rekord: w ciągu roku uruchomiono na świecie 117 GW nowych mocy produkcyjnych z takich źródeł energii. Globalnie moce energetyki wiatrowej sięgają zatem 1136 GW. Przedstawiciele branży nie są jednak zadowoleni.

– Nie rozwijamy się wystarczająco szybko – skwitował Jonathan Cole, szef organizacji Global Wind Energy Council, po publikacji raportu GWEC podsumowującego ubiegły rok. – Tempo instalacji nowych źródel powinno stale rosnąć, a nie utrzymywać się na wcześniejszym poziomie lub spadać – dodał.

Niewątpliwie do myślenia może dać fakt, że ubiegłoroczny rozwój energetyki wiatrowej to w olbrzymiej mierze zasługa Chin, które odpowiadały za powstanie ok. 70 proc. nowych mocy. Daleko za nimi uplasowali się inni liderzy – USA, Brazylia, Indie czy Niemcy – a gdzieś w tle zaznaczyło się pojawienie innych graczy, jak Uzbekistan, Egipt czy Arabia Saudyjska. Ale wszystkie te osiągnięcia bledną przy problemach, na które utyskują zarówno branżowi weterani, jak i nowicjusze.

Inwestorzy wycofują się z projektów

Hornsea 4 miała być jedną z największych morskich farm wiatrowych świata, z potencjałem mocy rzędu 2,4 GW, zdolnym do zaopatrzenia w energię ponad miliona domów. Duńczycy z firmy Ørsted, którzy mieli zrealizować ten projekt u wybrzeży Wschodniego Yorkshire, wycofali się jednak praktycznie w ostatniej chwili, o krok od początku prac, i to pomimo tego, że mają z władzami brytyjskimi 15–letni kontrakt na dostawy energii.

Czytaj więcej

Nowy cel klimatyczny UE na 2040 rok budzi emocje. Spór o kredyty węglowe
Reklama
Reklama

Ale to zaledwie początek dłuższej listy. Podobne decyzje zapadają na całym świecie, głównie w odniesieniu do projektów offshore. W Wielkiej Brytanii koncern Vattenfall wycofał się z projektu o mocy 1,4 GW u wybrzeży Norfolku. Na początku czerwca Atlantic Shores Offshore Wind formalnie złożyla wniosek o anulowanie projektu morskiej farmy wiatrowej o mocy 1,5 GW, która miała powstać nieopodal Nowego Jorku. Norweski Equinor w zeszłym roku porzucił zaplanowane projekty w Hiszpanii, Portugalii i Wietnamie. Rządy Danii i Tajwanu z kolei nie znalazły chętnych do budowy ujętych w rządowych planach przedsięwzięć. Shell, który był udziałowcem wspomnianego projektu nowojorskiego, wyprzedał też swoje udziały w innych projektach w USA, Francji, Irlandii i Korei Południowej.

Trudno się temu dziwić. – W ciągu dwóch ostatnich lat średni koszt wybudowania morskiej farmy wiatrowej wzrósł o 30–40 proc., sięgając 230 dol. za MWh – szacuje portal Carboncredits.com. Po części to zasługa inflacji, która podbiła rachunki na każdym odcinku budowy. Ale na podwyżki cen najbardziej wpływa dostępność – lub obawy o nią – najważniejszych metali potrzebnych do skompletowania instalacji: stali, miedzi i aluminium. W ich przypadku w latach 2020–2023 ceny podwoiły się a nawet potroiły, co z kolei zmusiło producentów turbin do znacznych podwyżek.

Ale nie tylko o koszty surowców i materiałów tu chodzi. Mniej więcej od 2022 roku wiadomo, że szybki przyrost projektów wiatrowych na morzu będzie wymagał odpowiedniej floty statków pozwalających przetransportować elementy instalacji na plac – a właściwie akwen – budowy. Tym bardziej, że turbiny dla takich projektów są coraz większe, agencja Bloomberg porównuje je już do jednego z historycznych nowojorskich drapaczy chmur – Chrysler Building. Tymczasem jednostek, nie tylko tych przystosowanych do transportu i budowy kilkusetmetrowych wiatraków, wcale nie przybywa, co już przekłada się na opóźnienia. Rok temu szacowała wyspecjalizowana w transporcie morskim firma analityczna Spinergie, że w perspektywie 2030 r. ten deficyt może doprowadzić do zredukowania zaplanowanych inwestycji o 40 proc.

Czytaj więcej

W Polsce rośnie lęk przed zmianami klimatu. Wierzymy, że rząd nas ochroni

Inny efekt wywołują też ceny energii. To jeden z kluczowych argumentów branży OZE: zielona energia jest najtańsza na rynku. Dlatego w Skandynawii, gdzie źródła odnawialne są filarami miksu energetycznego, okresowo ceny energii bywają symboliczne. To oznacza, że zwrot z inwestycji w nowe projekty znacząco się wydłuża, co odstrasza inwestorów od angażowania się w nowe projekty. W pewnej mierze można tu mówić o nasyceniu rynku.

Sytuację w znacznej mierze komplikuje polityka. Administracja Donalda Trumpa w ramach jednej z pierwszych decyzji po przejęciu Białego Domu zapowiedziała anulowanie finansowania projektów związanych z odnawialnymi źródłami energii. Dodatkowo drobne – ale ważne – elementy instalacji, są produkowane przede wszystkim w Chinach w oparciu o rzadkie pierwiastki, jak gal czy german. I rząd w Pekinie coraz chetniej zdaje się ograniczać dostęp do nich, wprowadzając embarga lub podwyższając cła w odpowiedzi na spory polityczne z krajami zachodnimi

Reklama
Reklama

Złodzieje wiatru: coraz częstsze zjawisko 

Wraz z rozwojem rynku rodzą się też specyficzne problemy. Jednym z nich jest „kradzież wiatru”. – To mylące określenie, gdyż trudno ukraść coś, czego nie da się posiadać. A nikt nie jest właścicielem wiatru – tłumaczył w rozmowie z BBC Eirik Finseras, norweski prawnik specjalizujący się w problemach branży.

Realny problem jednak istnieje. Za turbiną siła wiatru jest niższa niż przed nią, podobny efekt występuje na większą skalę w przypadku całej farmy wiatrowej. W sytuacji, gdy spiętrzą się sprzyjające okoliczności, taki swoisty „ślad” farmy wiatrowej – pod postacią słabszej siły wiatru – może rozciągnąć się na długości do 100 kilometrów za farmą (zwykle jest to kilkadziesiąt kilometrów). I jest on wyraźnie odczuwalny w sytuacji, gdy morskie farmy wiatrowe sąsiadują ze sobą – ta, której akurat przypadnie rola „tej z tyłu”, odnotowuje spadek wytwarzania energii sięgający 10 proc.

Choć można by potraktować problem nonszalancko – jako nieco akademickie zjawisko interesujące głównie naukowców – wkrótce może on się stać poważnym zmartwieniem dla branży. Po pierwsze, ze względu na fakt, że rozbudowa farm morskich z ostatnich lat to ledwie zapowiedź tego, co ma – a przynajmniej powinno – nastąpić w kolejnych latach i dekadach. Planowane projekty zwykle są usytuowane blisko siebie, żeby nie dezorganizować transportu morskiego i zagospodarować miejsca, które i tak są na uboczu, a zarazem występują w nich silne wiatry.

Czytaj więcej

Co trzeci obywatel chce uciec z tego kraju. Zalew wniosków o „wizy klimatyczne”

Po drugie, w niektórych przypadkach farmy ulokowane będą na pograniczu wód terytorialnych, co może sprawić, że spory o „kradzież wiatru” staną się zmartwieniem transgranicznym, międzypaństwowym. Jednym z akwenów, na których wystąpi wkrótce duże nagromadzenie projektów, jest Morze Północne. Po trzecie, turbiny stają się coraz większe, ze śmigłami długości 100 metrów – a nikogo chyba nie zaskoczy, że im większa turbina, tym silniejszy efekt „kradzieży”.

A już dziś chodzi wszakże o wspomniane 10 proc. produkcji – i to w sytuacjach, gdy niektórzy inwestorzy podpisują z odbiorcami umowy Power Purchase Agreement na wyśrubowanych warunkach, kontraktując maksymalną możliwą produkcję energii, a potem mają problem z realizacją dostaw (taki przypadek zdarzył się choćby w zeszłym roku w Szwecji). Biorąc też pod uwagę międzynarodowe zobowiązania podejmowane na szczytach klimatycznych ONZ – zakładające potrojenie potencjału odnawialnych źródeł energii – może to oznaczać, że chcąc osiągnąć wyznaczone cele, trzeba będzie znacząco rozbudować bazę przyszłych projektów.

Reklama
Reklama

Potęguje to presję na pozyskiwanie potrzebnych surowców oraz infrastruktury potrzebnej do realizacji projektów, co – jak wynika z doświadczeń z ostatnich lat – może dalej podbijać koszty, paraliżując rozwój branży.

Oczywiście, problem da się rozwiązać, wiedząc o występowaniu efektu „kradzieży wiatru” i dbając o odpowiednie rozlokowanie farm. Przy czym, o ile wcześniej zdawano sobie sprawę z wystepowania tego zjawiska, to nie wiedziano, że spadek siły wiatru może występować na tak wielkim obszarze – i wytyczne dla budowy nowych projektów przywidywały odległości, które ostatecznie okazują się zbyt małe. A pozostaje jeszcze wiele niewiadomych.

– Jeśli mamy dwie farmy, łatwo ocenić interakcje między farmą A i B – podkreśla Pablo Ouro, ekspert University of Manchester. – Ale jeśli mamy blisko siebie usytuowane, dajmy na to, sześć farm? Jakie są interakcje między nimi? Tego wciąż nie wiemy, choć na pewno wkrótce się dowiemy – dodaje.

Większa presja na wsparcie rządów

Oczywiście, przed branżą nigdy nie brakowało – i wciąż nie brakuje – innych wyzwań. W swoim czasie pierwsze farmy wiatrowe budziły opór ekologów, z uwagi na zagrożenie, jakie stanowiły dla ptaków. Dużo zachodu kosztowało speców z branży wymyślenie sposobów na uporanie się z demontowanymi instalacjami, z turbinami na czele – choć w ostatnich latach technolodzy znaleźli też metody zagospodarowania zużytych turbin (od zastosowania materiałów w produkcji cementu po wytwarzanie z nich mebli ogrodowych).

Dziś problemem jest przede wszystkim konserwacja niektórych elementów instalacji czy rozbudowa sieci łączących morskie farmy z systemem elektroenergetycznym danego kraju.

Reklama
Reklama

Chmury gromadzące się nad branżą wiatrową udawało się rozpędzić – i tak zapewne stanie się tym razem. Ale też nie sposób zaprzeczyć, że koszty takich inwestycji rosną, wydłużając okres zwrotu kapitału i zwiększając ryzyko, co wypłasza inwestorów prywatnych z rynku.

Na dłuższą metę może to oznaczać, że ciężar inwestycji zacznie się przenosić na rządy: inwestorzy nie kryją, że wsparcie inwestycyjne, podział kosztów czy subwencje mogą być argumentami, które skłonią ich do podejmowania większego ryzyka w przyszłości.

Z kolei z punktu widzenia rządów dostarczanie czystej – a przede wszystkim taniej – energii to warunek konieczny dla zachowania konkurencyjności gospodarki i pozyskania wdzięczności wyborców. Czy to wystarczy, przekonamy się z czasem.

Rok 2024 przyniósł branży wiatrowej nowy rekord: w ciągu roku uruchomiono na świecie 117 GW nowych mocy produkcyjnych z takich źródeł energii. Globalnie moce energetyki wiatrowej sięgają zatem 1136 GW. Przedstawiciele branży nie są jednak zadowoleni.

– Nie rozwijamy się wystarczająco szybko – skwitował Jonathan Cole, szef organizacji Global Wind Energy Council, po publikacji raportu GWEC podsumowującego ubiegły rok. – Tempo instalacji nowych źródel powinno stale rosnąć, a nie utrzymywać się na wcześniejszym poziomie lub spadać – dodał.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Odnawialne Źródła Energii
Lądowa energetyka wiatrowa jest bardziej ekonomiczna od morskiej
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Odnawialne Źródła Energii
Konferencja PSEW 2025. Wspólny apel polskiej branży wiatrowej do rządu
Materiał promocyjny
PGE: coraz większa moc magazynów
Materiał promocyjny
R.Power to już nie tylko energia ze słońca
Odnawialne Źródła Energii
Jako PNE Polska będziemy działać szerzej
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama