Owa wojna nie jest jednak wojną totalną: mało kto spośród ekspertów i naukowców ma złudzenia, że plastik da się wyrugować z naszego otoczenia całkowicie. I mało kto docelowo by tego chciał, bo tworzywo to nieraz oddało przysługi w dobrej sprawie i w rozsądnych ilościach natura może z nim współegzystować. Problem raczej w tym, że ludzkość szczelnie otoczyła się tym tanim odpowiednikiem solidniejszych, rzadszych lub droższych surowców – a w konsekwencji zasypała nim przyrodę.
Batalia toczy się zatem przede wszystkim o to, by usunąć z naszego otoczenia ten plastik, bez którego z powodzeniem moglibyśmy się obyć. World Wildlife Fund określa go mianem „problematycznego" plastiku: produktów jednorazowego użytku, których z powodzeniem moglibyśmy w ogóle nie używać, lub takich, których skład lub zaprojektowanie uniemożliwia recykling.
Z badań WWF wynika dosyć jasno, że tego drugiego moglibyśmy się w sporej mierze pozbyć stosunkowo szybko. Laboratorium tej idei jest projekt ReSource, prowadzony przez tę organizację we współpracy z grupą globalnych korporacji, jak Coca-Cola, Starbucks czy McDonald's. WWF ocenia, że ich partnerzy w latach 2018–2020 zredukowali w ramach projektu ilość zużywanego „problematycznego" plastiku o 57 proc.
Redukcja, recykling
Podobnego rodzaju zmiany obserwujemy na całym świecie, również w Polsce. Na naszym rynku najbardziej w oczy rzucają się, rzecz jasna, deklaracje i działania sieci handlowych. W ostatnich tygodniach ograniczenie ilości używanego plastiku zapowiedziały m.in. sieć dyskontów Lidl oraz skoncentrowana na meblach i designie Ikea.