Pandemia koronawirusa może się okazać trudniejsza do powstrzymania, niż sądziliśmy. O tym, że niektóre zwierzęta mogą zarazić się wirusem SARS-CoV-2, wiedzieliśmy już w ubiegłym roku – dowiedzieliśmy się również, że człowiek może się nim zarazić np. od norek. Setki tysięcy norek zostało zabitych w Niderlandach, miliony w Danii po tym, jak odkryto ogniska koronawirusa na tamtejszych fermach. W Stanach Zjednoczonych kilka norek uciekło z ferm, w grudniu pierwsza zarażona dzika norka została złapana w pobliżu ogniska fermy w Utah. Nie do końca wiadomo, dlaczego właśnie norki są aż tak podatne na zarażenie. Potwierdzono jednak, że równie zagrożono są inne, niewielkie drapieżniki, takie jak jenoty czy koty. Również te większe – w ubiegłym roku potwierdzono zarażenie koronawirusem wśród lwów afrykańskich i tygrysów w zoo w Bronxie.

Czytaj też: Koronawirus: czy planeta zyskała na pracy zdalnej? 

Tracey McNamara, patolożka weterynarii z Western University of Health Sciences w Pomona w Kalifornii, nie ma wątpliwości:  trzeba jak najszybciej ustalić, które zwierzęta poza norkami, kotami i jenotami, mogą przenosić koronawirusa. Jeśli bowiem SARS-CoV-2 rozprzestrzeni się wśród zwierząt na masową skalę, mogą się one stać źródłem transmisji wirusa.

McNamara przypomina historię z 1999 roku, gdy pracowała jako patolog w zoo w Bronxie i miała za zadanie wyjaśnić przyczynę nagłej śmierci dziesiątek ptaków, które tam przebywały. Po analizie symptomów, skojarzyła je ze zgłoszeniami zagadkowych śmierci ludzi, które miały miejsce w tym samym czasie – przyczyny zgonów wyglądały na zapalenie mózgu. Sytuacja miała miejsce latem, po rekordowej fali upałów i ulewnych deszczach, czyli przy warunkach idealnych dla rozrodu komarów. Po kilku tygodniach walki z urzędnikami z Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom, którzy nie chcieli dostrzec powiązania między śmiercią ludzi i zwierząt, naukowcy potwierdzili jej diagnozę: w obu przypadkach winowajcą była choroba zachodniego Nilu, przenoszona przez komary, niebezpieczna zarówno dla ludzi, jak i zwierząt. W raporcie, który wówczas sporządzono, potwierdzono, że więcej pojawiających się chorób może dotykać ludzi i zwierzęta i w związku z tym, należy podjąć odpowiednie kroki, aby skuteczniej zapobiegać przyszłym epidemiom. Niestety – poprzestano na deklaracjach.

SARS-CoV-2 nie jest pierwszym od tego czasu wirusem, który przeniósł się ze zwierząt na ludzi, ale mimo trwającej od niemal roku światowej pandemii, wciąż wydaje się, że nie traktujemy jej wystarczająco poważnie. Tracey McNamara walczy o fundusze na badania nad transmisją koronawirusa wśród zwierząt domowych, niestety jak dotąd bezskutecznie. Mimo, że chińscy naukowcy już w 2020 roku przedstawili wstępne dowody na to, że wirus może skutecznie replikować się u kotów, u młodych osobników powodować ciężką chorobę i przenosić się drogą kropelkową na inne koty.

W ramach walki z ogniskami SARS-CoV-2 na fermach norek, wybito ogromną liczbę tych zwierząt, ale fermy na świecie wciąż funkcjonują, co więcej – polscy hodowcy snują plany o stworzeniu w Polsce globalnego centrum handlu skórami. Mimo więc doraźnych działań, powstrzymanie rozprzestrzeniania się SARS-CoV-2 wśród zwierząt może nie być skuteczne, jeśli nie stworzymy skutecznego mechanizmu prewencyjnego.