MATERIAŁ POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z TAURON
Lądowa energetyka wiatrowa to istotny element w strategii Tauron. Dlaczego?
Obecnie to właśnie onshore jest najbardziej potrzebny dla całego systemu. W Polsce mamy zainstalowanych już tyle mocy w fotowoltaice, że teoretycznie jest ona w stanie pokrywać całe zapotrzebowanie na energię. I momentami tej energii jest po prostu zbyt dużo. Kluczowe jest więc to, aby dobrać takie źródła energii, które pozwolą dostarczać zieloną energię wtedy, kiedy fotowoltaika nie będzie mogła jej produkować. Energetyka wiatrowa na lądzie wpisuje się w te kryteria, a dodatkowo uznajemy ją za bardziej ekonomiczne źródło produkcji prądu niż morską energetykę wiatrową. Już dzisiaj realizujemy projekty bez kontraktów różnicowych, bez aukcji, bez subsydiów, bazujemy na cenach rynkowych, ponieważ ta technologia jest coraz tańsza. Dlatego też w swojej strategii zakładamy dynamiczny wzrost w tym obszarze z dzisiejszych około 540 MW do 1500 MW w roku 2030.
W tej chwili mamy już projekty w budowie o mocy około 230 megawatów, w tym projekt największy – farmy wiatrowej Miejska Górka, który sam będzie dysponował mocą ok. 190 MW. Aktywnie poszukujemy kolejnych projektów, rozmawiamy o możliwości zakupu zarówno istniejących farm, jak i projektów gotowych do budowy.
Jak jest z finansowaniem tego typu projektów?
Jako Grupa TAURON mamy nieco inną pozycję niż mniejsi deweloperzy czy też fundusze inwestycyjne. Głównie wykorzystujemy finansowanie na poziomie korporacyjnym, które uwzględnia profil ryzyka działalności całej naszej grupy. Ale w energetyce wiatrowej jak najbardziej jest możliwe finansowanie bankowe, kiedy jest zapięta dobra, wieloletnia umowa odbioru energii. Dlatego aktywnie działamy na rzecz zawierania właśnie takich umów, w ostatnim czasie podpisaliśmy dwa duże kontrakty odbioru energii, siedmio–dziesięcioletnie.
Czy tych ambitnych planów nie studzą możliwości przyłączeniowe?
To nie jest tak, że brakuje mocy przyłączeniowych. Wydane warunki przyłączenia i umowy przyłączeniowe obejmują ok. 75 GW. Czyli teoretycznie mamy ogromną podaż mocy z możliwością przyłączenia. Problem w tym, że te możliwości nie są wykorzystywane. Kluczowe jest to, aby możliwości przyłączeniowe przekierowywać do tych projektów, które będą rzeczywiście realizowane, a nie będą tzw. projektami zombie.
Na szczęście mamy zapowiedź reformy, która zakłada wprowadzenie opłat, kaucji gwarancyjnych, podwyższenie samej zaliczki za warunki przyłączenia, ale przede wszystkim ustawianie „kamieni milowych” na uzyskanie kompletu pozwoleń, a następnie zakontraktowanie dostawy kompletu urządzeń. To jest na pewno krok w dobrą stronę. Widzimy też takie ruchy na innych rynkach, między innymi w Austrii, w Niemczech, w Czechach. Co ważne, przynoszą one pozytywne efekty, zmniejszając liczbę projektów, które nigdy nie zostaną zrealizowane i które w sposób wirtualny blokują moce przyłączeniowe.
Natomiast równie ważne jest to, aby także po stronie operatora wykonywać dalszą pracę nad optymalizacją wykorzystania sieci. Jako TAURON przewidujemy w tym obszarze duże inwestycje – 60 mld zł do roku 2035. Wszystko po to, aby tę sieć udrożnić, zwiększyć przepustowości, umożliwić przyłączenie większej liczby odnawialnych źródeł. Powinniśmy także działać na rzecz uelastycznienia sieci. Mamy coraz więcej danych z inteligentnych liczników, mamy też możliwość lepszego wykorzystania wiedzy o pogodzie. W tej chwili finalizujemy prace nad tym, aby bardziej dynamicznie dociążać sieć i tym samym umożliwić wprowadzenie większej liczby OZE.
Plany dotyczące rozwoju źródeł OZE są w Polsce bardzo ambitne. Ale mamy też przykład potężnej awarii w Hiszpanii, która, jak się wydaje, w dużej mierze została zawiniona przez OZE. Czy tego rodzaju ryzyk nie ma w Polsce?
Odchodzimy od świata relatywnie statycznej energetyki, w której pracowały bloki węglowe, bloki szczytowe. Przechodzimy do świata, który jest bardziej skomplikowany i wymaga nowych metod działania, nowych procedur, ale także nowych inwestycji. Blackout, który wydarzył się w Hiszpanii, był najprawdopodobniej związany z nagłym spadkiem mocy z fotowoltaiki.
Takie przypadki to najczęściej kwestia automatyki zabezpieczeń, czyli niedotrzymania parametrów sieci i automatycznego wyłączenia instalacji. Co zrobić, aby system mógł funkcjonować? Po pierwsze, potrzebujemy sieci, która będzie niezawodna. Po drugie, potrzebujemy inercji w systemie, czyli mas wirujących, które dzisiaj są zapewniane przez elektrownie konwencjonalne. Po odejściu od węgla taką stabilizację mogą zapewniać elastyczne moce gazowe. I wreszcie potrzebujemy jednostek, które będą w stanie szybko zareagować na kryzys. To przede wszystkim magazyny energii. Funkcjonowanie tych wszystkich elementów powinno sprawić, że system będzie bezpieczny.
MATERIAŁ POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z TAURON