Koalicja Lewicy prezentując swój program (23.05.2021 r.) pod nazwą „Recepta dla Polski” upubliczniła pomysły w 5 obszarach: zdrowie, opieka, edukacja, praca i klimat. Patrząc na inne, podobne ideowo ugrupowania w Europie, pierwszy zgrzyt pojawił się już w układzie ważności tych tematów. Klimat znalazł się bowiem na miejscu ostatnim. I właściwie nie dziwię się temu, po wysłuchaniu propozycji Lewicy na walkę z kryzysem klimatycznym
Posłanka Anita Sowińska na początek pochwaliła się – ogólnie dostępną – wiedzą o elektrowni Bełchatów, że jest największym emitentem CO2 w Unii Europejskiej; o tym, że zasoby planety są ograniczone i dramatycznie się kurczą, a jeśli nie dokonamy zmiany, to czeka nas mroczna przyszłość pełna katastrof naturalnych.
Czytaj też: Prawda i mity o kopalni w Turowie
Aby tego uniknąć Lewica proponuje na przykład transformację energetyczną opartą o odnawialne źródła energii, co ma doprowadzić do redukcji emisji na czas i pozwolić utrzymać ocieplenie w bezpiecznych granicach. Mało tego, chce na OZE wydawać 8 miliardów złotych rocznie. Tylko, że Lewica nie mówi w swym nowym programie, gdzie chce za pomocą tych miliardów dojść. Nie proponuje, ile procent powinna stanowić energia odnawialna w miksie energetycznym w 2030 roku. Nie mówi także, jakie jej zdaniem powinny być cele emisyjne na koniec obecnej dekady. Tymczasem, wszyscy wiemy, że aby mieć nadal nadzieję na bezpieczną przyszłość kraje Unii Europejskiej powinny ściąć emisję o ponad 60 proc.
W 2030 roku powinniśmy być również w jak największym stopniu uniezależnieni od wykorzystywania węgla w produkcji energii elektrycznej. Ale Lewica temat przemilcza, żadna data „końca węgla” w programie nie pada. Nie ma się czego bać, wystarczy posłuchać naukowców, albo przeczytać najnowszy raport Międzynarodowej Agencji Energii, w którym jasno jest wskazane, że odejście od węgla przez kraje OECD jest nie tylko dobre dla klimatu, ale i wykonalne oraz korzystne dla kondycji gospodarki i społeczeństwa. Stanowisko – a właściwie jego brak – Lewicy jest tym bardziej niezrozumiałe, gdy spojrzymy na programy innych ugrupowań politycznych. Polska 2050, Koalicja Obywatelska czy Porozumienie Jarosława Gowina wskazują na konkretną datę wyjścia z węgla, choć są to deklaracje nieambitne i nieadekwatne do sytuacji. Ale są. Dziwi to również tym bardziej, że Młoda Lewica wprost poparła postulat odejścia od węgla do 2030 roku. Wzięcie przykładu przez partyjnych “seniorów” jest więc jak najbardziej wskazane.
Idźmy dalej, czyli do roku 2050. Raporty IPCC nie pozostawiają złudzeń, promowana obecnie neutralność klimatyczna krajów europejskich dopiero za 29 lat, to zbyt późny termin. Net-zero do tego czasu daje nam jedynie 50 proc. szans na zatrzymanie ocieplenia w bezpiecznych granicach, a więc i na uniknięcie przekraczania punktów krytycznych oraz zachowanie przez nas kontroli nad tym procesem. Posłanka Anita Sowińska powiedziała w trakcie prezentacji programu Lewicy, że konieczne jest osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 roku lub wcześniej i… na tym poprzestała. A przecież polityka – niezależnie od barw i poglądów – powinna stawiać ambitne cele i oferować adekwatne do wyzwań rozwiązania. Politycy prawdziwie postępowi i proklimatyczni, a za takich chce się chyba uważać Lewica, powinni więc usłyszeć wreszcie głos nauki i świadomych klimatycznie wyborców i poprzeć neutralność klimatyczną do roku 2040 oraz opracować plan dojścia do tego ambitnego, ale koniecznego i korzystnego dla nas wszystkich celu.