Pierwsze sygnały o poprawie czystości powietrza nadeszły z Chin, które najszybciej zamknęły największe fabryki, co ograniczyło emisję dwutlenku węgla – jak wyliczył Uniwersytet Stanforda – aż o jedną czwartą. Ma to duże znaczenie, zwłaszcza że Państwo Środka odpowiada za 27 proc. światowej emisji gazów cieplarnianych. W innych krajach ograniczenie możliwości podróżowania w związku z lockdownem i tym samym spadek zanieczyszczenia powietrza spalinami, też przyniósł efekty.
Czytaj też: Koronawirus jest groźniejszy w zanieczyszczonych miastach
Po raz kolejny okazało się więc, że środowisko zyskuje w czasie kryzysu, kiedy świat musi zwolnić, a kraje ograniczyć produkcję i konsumpcję. A im więcej się o tym mówi, tym szybciej rośnie świadomość społeczna. Udowadnia to tegoroczna ankieta EBI, z której wynika, że kryzys związany z COVID-19 pozytywnie wpłynął na postrzeganie zagrożenia klimatycznego.
Małe kroki w ważnym celu
Większość osób śledzących informacje o spustoszeniach jakie sieje pandemia jednocześnie dowiedziała się, jak bardzo poprawiła się nie tylko jakość powietrza, ale również wód. Dowodem tego było np. było pojawienie się ryb w zanieczyszczonych dotychczas kanałach weneckich. Z tygodnia na tydzień nadchodziły informacje o pokazywaniu się wielu zwierząt w miejscach, w których dotychczas nie były widziane, np. delfinów u wybrzeży Sardynii czy dzikich zwierząt na opustoszałych ulicach miast.
To znak, jak bardzo działalność człowieka niszczy środowisko. WWF zwraca uwagę, że wycinanie lasów pod uprawę lub infrastrukturę prowadzi do ograniczania naturalnych siedlisk wielu gatunków zwierząt, co prowokuje ich częstsze kontakty z człowiekiem, daje więc mikrobom coraz więcej okazji do przenoszenia się na ludzi i szerzenia chorób. Wyjściem z tej sytuacji może być ograniczenie konsumpcji. Wiele więc zależy od zachowania ludzi, bo to im wirus zagraża bezpośrednio, a nie samej planecie.