To wizja roku 2050 w scenariuszu opartym na bezczynności. A to scenariusz, w którym – pomimo wszystkich szumnych deklaracji – tkwimy dziś. Wyhamowanie wzrostu temperatur w granicach 1,5 stopnia Celsjusza, najważniejszy cel klimatyczny, jest – wedle ekspertów – celem, który nieuchronnie zaczyna nam się wymykać. A niewiele wskazuje na to, byśmy wyrwali się z tej bezczynności: wojna w Ukrainie czy kryzys energetyczny dostarczyły wielu decydentom wygodnej wymówki, żeby znowu uruchomić węglowe piece albo przesuwać środki finansowe z „niestabilnych” OZE na emisyjną, ale jakże oswojoną, tradycyjną energetykę.

Czytaj więcej

Zielone Orły "Rzeczpospolitej" 2022

Ale za nią ciągnie się widmo spustoszenia. W kończącym się roku widzieliśmy to w Odrze: wskutek suszy hydrologicznej nękającej Polskę po cichu od kilku lat poziom wody w rzece spadł. W efekcie bezkarnie spuszczane do niej zanieczyszczenia, które od lat zbierały się na dnie, zaczęły wchodzić w reakcję i przyspieszyły powstawanie złotych alg i substancji, które zabiły w rzece niemal całe życie. I nic nie stoi na przeszkodzie, by co roku ten scenariusz się powtarzał, kosztem wszystkiego, co w chłodniejszych miesiącach zdoła się w Odrze odtworzyć. I takie bezpowrotne straty mamy na całym świecie: tylko w tym roku szwajcarskie lodowce straciły ponad 6 proc. objętości, na dalekich obrzeżach cywilizacji po raz pierwszy za ludzkiej pamięci zamiast śniegu spadł deszcz. A naukowcy zastanawiają się, jakie prehistoryczne wirusy i bakterie wychyną spod (chyba już nie takiej wiecznej) zmarzliny, powodując pandemie, przy których Covid-19 będzie ledwie błahym incydentem.

Zielone Orły „Rzeczpospolitej” trafiają do ludzi, którzy próbują zatrzymać ten tragiczny splot przyczyn i skutków. Pokazują też, że postępowanie każdego z nas ma wpływ na to, czy zrealizujemy wizję z wstępu tego tekstu, czy też uda nam się ocalić - może nie perfekcyjny, ale względnie oswojony – współczesny świat.