Gdy tylko pierwsze przymrozki ścisnęły Polskę, można było je nie tylko poczuć na skórze, ale wręcz powąchać: wraz z niską temperaturą do gry wróciły tradycyjne piece węglowe, w których niestety palić można wszystkim, nie tylko węglem. I tak też się dzieje.
– Najczęściej mamy do czynienia z płytami meblowymi, które mogą wydawać się przeznaczone do spalania, bo kojarzą się z drewnem. Ale trzeba pamiętać, że w tego typu materiałach mamy bardzo dużą ilość farby, klejów czy laminatów – opowiadał Radiu Olsztyn Kamil Sułkowski z tamtejszej straży miejskiej. Ale płyty to ledwie początek długiej listy rzeczy, które trafiały do palenisk. Do pieców trafia też rozmaitej jakości i składu karton czy po prostu – te spośród śmieci, które nadają się do spalenia. W Olsztynie na 22 kontrole poprzedzone lotami wyspecjalizowanego w tropieniu smogu drona w pięciu przypadkach nałożono mandaty.
I gdyby prześledzić doniesienia lokalnych mediów, tak dzieje się w całej Polsce. O skali problemu może świadczyć przykład Krakowa: stolica Małopolski przez kilka ostatnich lat bezwzględnie walczyła z kopciuchami, wprowadzając m.in. zakaz korzystania z takich urządzeń w mieście. O ironio, w przeprowadzonym w listopadzie badaniu World Air Quality, Kraków wylądował na pierwszym miejscu na świecie pod względem jakości wdychanego powietrza, wyprzedzając pakistańskie Karaczi czy indyjskie Delhi. Wystarczyło powietrze z „obwarzanka” – wianuszka gmin otaczających miasto, gdzie nakazy i zakazy krakowskiego ratusza już nie obowiązują – by smog spowił całą metropolię.
Pełzająca rewolucja
To, co wydarzyło się w Polsce w ostatnich latach w zakresie czystości powietrza, było cichą rewolucją. Przez długie dekady smog i zanieczyszczenia w największych metropoliach czy przemysłowych regionach były uznawane za oczywistą cenę, jaką przychodzi płacić za rozwój gospodarczy i cywilizacyjny. Aż do chwili, kiedy dbałość Polaków o komfort życia objęła nie tylko ich mieszkania czy samochody, ale też zdrowie. Do lamusa trafiły używki, zaczęliśmy przejmować się swoją dietą, czystością środowiska naturalnego – a po alarmach naukowców również powietrzem, jakie wdychamy. A to „niska emisja”, spalanie paliw w domowych piecach, jest tu największym szkodnikiem.
Rewolucja pełzała: śledzono dostępne badania jakości powietrza, pojawiały się organizację monitorujące sytuację w tym zakresie, jak zorganizowany na bazie lokalnych stowarzyszeń w 2015 r. Polski Alarm Smogowy, w końcu też w wielu miejscowościach presji mieszkańców ulegli samorządowcy, biorąc się za walkę z kopciuchami: uchwały antysmogowe przyjmowano na poziomie województw, ale też poszczególnych miejscowości. Rozmaicie bywa z ich przestrzeganiem czy surowością – wiadomo, że w regionach, gdzie ludność ma niższe dochody, na sprawę patrzy się bardziej przez palce. Ale są – i niejednemu „oszczędnemu” właścicielowi kopciucha przyszło zapłacić za wrzucenie do pieca byle czego.