Szczyt klimatyczny COP26 uznaje się za "ostatnią szansę ludzkości" w zakresie działań mogących powstrzymać katastrofę klimatyczną. Oczekuje się, że światowi liderzy określą, w jaki sposób zamierzają ograniczyć emisje gzów cieplarnianych niemal o połowę do 2030 roku oraz osiągnąć zerową emisję netto do roku 2050.
Wiadomo już, że na szczycie zabraknie przedstawicieli Chin, Rosji i Brazylii, czyli państw, których wkład w pogłębianie się kryzysu klimatycznego jest znaczący i których działania klimatyczne budzą poważne kontrowersje na arenie międzynarodowej. Nie pojawi się również reprezentacja Iranu, Japonii Meksyku oraz Południowej Afryki.
W szczycie weźmie udział natomiast m.in. premier Australii, Scott Morrison. Kraj jest drugim co do wielkości eksporterem węgla na świecie i zamierza go silnie eksploatować również po 2030 roku. Australijski minister obiecał co prawda, że kraj osiągnie neutralność klimatyczną do połowy wieku, ale nie określił w jaki sposób miałoby się to odbyć.
Pojawić ma się również reprezentacja Arabii Saudyjskiej, której strategia wydaje się opierać na węglowej gospodarce o obiegu zamkniętym. Nie należy spodziewać się deklaracji dotyczących ograniczania produkcji ropy, a raczej strategii opierających się na sadzeniu ogromnych ilości drzew na ubogim w wodę Bliskim Wschodzie.
Mimo, że z Ameryki Łacińskiej nie pojawią się liderzy zarówno Brazylii jak i Meksyku, wśród uczestników można spodziewać się Alberto Fernándeza, prezydenta Argentyny. Ten kraj, będącym jednym z największych produktów wołowych i roślin paszowych na świecie, w dużej mierze polega na paliwach kopalnych. Argentyna znajduje się na liście 30. państw generujących najwięcej emisji gazów cieplarnianych, z których za niemal 40 proc. odpowiada kombinacja wylesiania, hodowli przemysłowej zwierząt oraz rolnictwa.