Przez cały okres szkolny powtarzano mi, że to, kim będę, zależy od tego, jak się uczę, od tego, jakim będę człowiekiem, czy będę potrafił znajdować i pielęgnować prawdziwe przyjaźnie. Mówiono mi, jak się rozwijamy, że świat idzie do przodu, wszystko jest coraz lepsze i prawie każdemu jest coraz lepiej. Tego uczono mnie w szkole, kościele, telewizji, radiu, takie opowieści snuli politycy oraz dziennikarze. Miało być po prostu lepiej, a wystarczyło do tego być dobrym człowiekiem i obywatelem. Przyszłość była moja i zależała ode mnie oraz odrobiny szczęścia.
Dziś widzę, że nie tyle ją nam odebrano, ile nigdy nie zamierzano nam jej dać. Jedyne, co nam pozostaje, to ją sobie wywalczyć.
Raporty naukowe mówią jasno: pędzimy ku zagładzie, nauka od ponad 50 lat ostrzega nas o katastrofalnych dla klimatu skutkach działalności człowieka. Politycy, niezależnie od barw partyjnych, wpierw negowali, a później bagatelizowali zagrożenie. Kalkulują, co dziś może im dać działanie w sprawie zmiany klimatu, tak jakby konsekwencje wieloletnich złych działań można było cofnąć w miesiąc. Nadal, wbrew ostrzeżeniom nauki, świadomie bądź nie, nie doceniają wagi problemu w swojej narracji. I gdyby nie coraz mocniejszy głos zwykłych ludzi, zaręczam, żaden polityk nie przejmowałby się klimatem.
Dlatego działam. Strajkuję i edukuję siebie i innych. W tej walce o przyszłość nie sposób przecież liczyć na klasę polityczną. Świat, w którym po prostu warto i można żyć musimy wywalczyć sobie sami. Brak działania postrzegałbym jako niemą zgodę na skutki zmiany klimatu, katastrofalne dla wszystkich i wszystkiego, co dla mnie ważne. Nie wyobrażam sobie, żebym mógł przestać się angażować.
Katastrofa klimatyczna to częstsze i silniejsze pożary, powodzie, susze, huragany. To nowe choroby roślin, zwierząt i ludzi, to wojny o zasoby, wodę i tereny zdatne do zamieszkania. To także wielkie migracje, do 2050 r. miejsce zamieszkania w związku ze zmianami klimatycznymi zmienią setki milionów ludzi, a z końcem stulecia będą to nawet miliardy. Katastrofalnych skutków doświadczają już mieszkańcy południowej półkuli, ale co będzie, jeśli i my staniemy oko w oko z taką rzeczywistością, a w już biedniejszych i bardziej poszkodowanych państwach będzie jeszcze gorzej? Jaki los czeka wtedy prawa człowieka, wolność, solidarność i poczucie wspólnoty, czy nie obudzą się demony wojny, nie wróci ksenofobia, odczłowieczenie całych grup społecznych i totalitaryzm? Czy nie czekają nas podobnie niespokojne czasy jak te sprzed około wieku?