Poziomy trzech najistotniejszych gazów cieplarnianych – dwutlenku węgla, metanu i podtlenku azotu – niezmiennie rosną, masy pokrywy lodowej Grenlandii i Antarktydy, oraz grubości lodowców na całym świecie maleją, z kolei temperatura oceanów, odczyn oceanów, poziom morza, obszar objęty pożarami w Stanach Zjednoczonych oraz ekstremalne warunki pogodowe i wartość związanych z nimi szkód również wykazują tendencję wzrostową.
Nie ulega wątpliwości, że ocieplający się klimat wymusi na nas pewne zmiany – pytanie brzmi: jak daleko idące?
Czytaj też: Koniec ery mięsa. Za 15 lat ma całkowicie zniknąć z naszej diety
Koniec przemysłu hodowlanego
Do historii muszą z pewnością odejść przemysłowe hodowle zwierząt, które odpowiadają aż za 14,5% emisji gazów cieplarnianych, wynikających z aktywności człowieka. Według ProVeg International, pięć największych koncernów mięsnych i mleczarskich emituje więcej gazów cieplarnianych niż najwięksi na świecie producenci ropy.[2] Jeśli jednak sądzicie, że rozwiązaniem są hodowle ekologiczne, to niestety – badania wykazały, że zarówno hodowla tradycyjna jak i ekologiczna, wiążą się z podobnymi kosztami klimatycznymi (w przypadku jagnięciny i wołowiny, gdyż np. ekologicznie „wyprodukowany” kurczak pociąga za sobą nieco wyższe koszty klimatyczne, z kolei ekologiczna wieprzowina jest odrobinę bardziej przyjazna dla środowiska niż jej przemysłowy odpowiednik).
Konsumpcja mięsa na świecie generuje rocznie ok. 8 ton CO2 – co w przybliżeniu odpowiada rocznej emisji 1,6 miliarda samochodów, a według Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC), globalne przejście na dietę zawierającą mniej mięsa jest niezbędne, aby utrzymać globalny poziom ocieplenia poniżej granicy 1,5 ̊C uzgodnionej w porozumieniu paryskim z 2015 r.