Raport: Jak Polacy radzą sobie z odpadami bio? Zmotywowani, ale zagubieni

Najwięcej trudu i niepewności w segregacji odpadów wiąże się z frakcją bio. A to podejmowane w kuchniach decyzje odbijają się potem na portfelach i samopoczuciu.

Publikacja: 29.05.2025 06:10

Bezwzględne segregowanie bioodpadów deklaruje 59 proc. badanych. To jednak raczej myślenie życzeniow

Bezwzględne segregowanie bioodpadów deklaruje 59 proc. badanych. To jednak raczej myślenie życzeniowe, bo aż 58 proc. osób wrzuca sporadycznie do „zmieszanych” jedzenie kupione „na mieście”

Foto: AdobeStock

Unikatowy wgląd w stan naszych umysłów, koszów na odpady oraz kompostowników przynosi raport „Zmieszani w kwestii bioodpadów. Co Polki i Polacy wiedzą o kuchennych odpadach bio?” przygotowany przez pracownię badawczą Opinia24 na zlecenie firmy Bioodpady.pl. Na potrzeby badania przeprowadzono badanie online na próbie 1250 osób oraz uzupełnione pogłębionymi wywiadami z dwunastką respondentów z Warszawy. Badanie przeprowadzono w marcu br.

Ankietowani byli grupą bardzo zróżnicowaną: w wieku od 18 do 75 lat; odmienni pod względem poziomu wykształcenia; skala ich doświadczeń z gospodarowaniem odpadami była bardzo rozpięta; mieszkają oni zarówno w blokach i kamienicach, jak i na nowych osiedlach czy w domach jednorodzinnych. 250 osób (oraz respondenci indywidualnych wywiadów) pochodziło z Warszawy, pozostali ankietowani – z innych miast wojewódzkich. Łączyła ich przede wszystkim odpowiedzialność za prowadzenie gospodarstwa domowego.

– Ten raport powstał z potrzeby głębszego zrozumienia – nie tylko statystyk, ale przede wszystkim doświadczeń Polek i Polaków – podkreśla prezes Bioodpady.pl Michał Paca. – Zależało nam na tym, by skonfrontować założenia systemu segregacji z rzeczywistością: sprawdzić, gdzie pojawiają się trudności, a gdzie praktyka odbiega od przyjętych zasad – dodaje.

Filary niepewności

Trzeba przyznać, że trudności pojawiają się już na samym wstępie. Ustawowa definicja zakłada, że chodzi o „materiały organiczne z ogrodów i parków, resztki żywności z gospodarstw domowych, restauracji, stołówek, biur oraz sklepów, a także podobne odpady z zakładów związanych z produkcją i dystrybucją żywności”. Ta definicja w uproszczony sposób przekłada się w oczach wielu respondentów na „wszystko, co z kuchni” i „wszystko, co z ogrodu”.

Czytaj więcej

„Recykling życzeniowy” coraz popularniejszy. Jak walczyć z tym zjawiskiem?

Szkopuł w tym, że nie wszystko – i tu już gubimy się w szczegółach. Gubimy się na wielu poziomach: nie dość, że na bioodpady trzeba mieć osobny pojemnik, co nie wszędzie się zdarza, to jeszcze coraz częściej zaczynamy rozdzielać frakcje „kuchenne” i „ogrodowe” do osobnych pojemników na „bio”. Jako że wspomniany raport koncentruje się na mieszkańcach dużych miast, najczęściej nieposiadających ogrodów, to kluczowa jest tu kategoria „kuchenna”.

I tu pojawia się problem, gdyż mięso (a także kości i ości rybne) nie jest bioodpadem: jednym ten fakt umyka, innym – daje powód do zastanawiania się, co jeszcze nie należy do tej kategorii. 78 proc. respondentów rozpoznaje obierki jako bioodpad, ale też 22 proc. przyznaje, że nie ma pewności co do zasad segregowania tej frakcji. 33 proc. ulokowałoby w „bio” kości, 45 proc. – wędliny, 57 proc. – resztki posiłków (ale czy wraz z mięsem?). Autorzy badania odnotowali nawet swoiste ekstrema: od opakowań po jedzeniu (wszak można je uznać za „odpad kuchenny”), pieluch i wacików aż po te kilkadziesiąt osób, które w „bio” widziałyby też czajnik czy patelnię.

O ile przeważnie deklarujemy, że segregujemy odpady, o tyle poziom naszej determinacji czy uważności w tej dziedzinie bywa już różny.

28 proc. ankietowanych przyznało, że „bio” segreguje „okazjonalnie”, a 60 proc. – że zdarza im się wrzucić odpady kuchenne do zmieszanych („jak mam mało”). Do tego większość utyskuje na brak adekwatnych informacji: zaledwie 45 proc. osób wie, że w ich mieście segregacja jest obowiązkowa.

Generalnie, większą wagę zdają się przywiązywać do tej kwestii osoby starsze (w grupie 60+ segreguje 75 proc. osób, wśród grupy 18–24 lat – 59 proc.), choć nie ma tu jakiejś wielkiej pokoleniowej przepaści. Nie odnotowano też jakiejś znaczącej różnicy między kobietami a mężczyznami.

Podział widać wyraźniej, gdy porównamy postawy osób mieszkających w domach jednorodzinnych i mieszkańców domów wielorodzinnych, zwłaszcza bloków starego typu – ci pierwsi zdają sobie sprawę, że ich zaangażowanie widać gołym okiem, posiadają też kompostowniki; ci drudzy często nie są pewni, czy w obrębie ich budynku można znaleźć pojemniki „bio”, rozmyta jest też odpowiedzialność za niestosowanie się do ogólnie przyjętych reguł gry.

Do tego jeszcze trzeba byłoby wspomnieć o poczuciu sensu. Trudno bowiem przywiązywać uwagę do procedur, których sens nam umyka. A 40 proc. ankietowanych nie wie, co dzieje się z „bio” po odebraniu odpadów. Zaledwie co trzeci (35 proc.) jest świadomy, że bioodpady są kompostowane lub przetwarzane na nawóz. Nieliczni wiedzą o tym, że z „bio” można też wytwarzać energię – a jeśli już, to zapewne wyobrażają sobie ten proces jako spalanie śmieci, a nie np. produkcję biometanu.

Kuchenne rewolucje

Biorąc pod uwagę to, że bioodpady w dosyć szybkim tempie stają się jedną z najważniejszych – pod względem możliwości dalszego przetworzenia – frakcji w naszych koszach, warto by przyjrzeć się barierom, które uniemożliwiają proces efektywnej segregacji. Z badania Opinia24 wynika, że przyczyny są tu dosyć prozaiczne. O niektórych już wspomnieliśmy wyżej: jak brak dostatecznych i szczegółowych informacji oraz poczucia sensu, czy lokalne różnice w stosowaniu niektórych zasad czy oznaczeń.

Ale są też inne przeszkody. Spójrzmy na nasze kuchnie: w mieszkaniach są one stosunkowo niewielkie, zresztą w domach jednorodzinnych też nie zawsze pozwalają dostawiać kolejne pojemniki na rozmaite frakcje.

Ten deficyt miejsca wskazuje aż 42 proc. respondentów. 29 proc. skarży się też na brak stosownych pojemników przed budynkiem.

Sprawa robi się też bardziej skomplikowana z uwagi na dosyć powszechne w nowym budownictwie otwieranie kuchni na salon: co przekłada się z kolei na to, że wszystkie zapachy z kuchni unoszą się także w miejscu, w którym spędzamy zwykle najwięcej czasu przeznaczonego na odpoczynek, niekiedy wraz ze snem.

Tymczasem bioodpady szybko zaczynają się psuć, co oznacza mało przyjemny zapach, a problem potęguje się latem. Zresztą doskwiera on i tym, którzy wyrzucają bioodpady do altan – w ekstremalnych przypadkach bywa, że esteci omijają je z kilkumetrowym zapasem. W przypadku pojemników lub worków wystawianych na zewnątrz swoje mogą zrobić zwierzęta – ptaki, kuny, koty, ale bywa, że i większe gatunki, które ściąga (np. na przedmieścia) symfonia biozapachów. Cóż, „zamrażam bio, żeby nie śmierdziało. Inaczej nie da się wytrzymać” – podzielił się z badaczami jeden z respondentów.

Co nie znaczy też, że szukamy jakichś pretekstów, by nie segregować. Respondenci badania wydają się czuć stosunkowo silnie zmotywowani do działania. Aż 57 proc. kieruje się troską o środowisko naturalne (można się tylko domyślać, że wpływa na tę troskę również cały dyskurs o zmianach klimatycznych), 44 proc. chce minimalizować strumień odpadów, lądujących na wysypiskach, 36 proc. przekonuje, że bioodpady wśród wszystkich innych odpadów da się z powodzeniem ponownie wykorzystać. Oczywiście, dla 32 proc. segregacja jest po prostu działaniem, do którego zobowiązuja przepisy.

Inna sprawa, że respondenci rzadko dostrzegają w swoim otoczeniu kampanie informacyjne, podkreślające atuty segregowania czy segregowania „bio”. Można się spierać, czy to kwestia braku takich kampanii, czy też tego, że zwykliśmy te komunikaty ignorować. Z badania wynika jednak, że proste, praktyczne argumenty – możliwość uzyskania nawozu i energii, niższe rachunki za zagospodarowanie odpadów (a może i za energię), szansa na zadbanie w prosty sposób o środowisko naturalne i nasze otoczenie – trafiają do olbrzymiej większości (od 60 do 80 proc.) badanych. Autorzy badania rekomendują też liczne proste działania: ujednolicenie zasad segregacji w całej Polsce, udostępnianie niedużych pojemników lub worków na „bio”, częstszy odbiór tej frakcji, umieszczenie stosownych informacji w miejscu wyrzucania odpadów.

Dekalog dobrych nawyków

Jeśli przyjąć, że nasza codzienność składa się z małych – często nawet nieuświadomionych – rytuałów, to trzeba byłoby też przyznać, że kiedyś wszystko było proste: co stawało się zbędne w gospodarstwie domowym, w milionach gospodarstw domowych lądowało w koszu pod zlewem. Pojemnik opróżniano, gdy się napełnił, lub gdy śmieci organiczne zaczynały wydzielać mało przyjemną woń. W dużej mierze zachowaliśmy ten model: najpowszechniej spotyka się pojemnik (kiedyś były to wszak wiadra) z rozłożonym workiem. Codziennie opróżnia go co czwarte gospodarstwo domowe, „kilka razy w tygodniu” – kolejne 45 proc. Z reguły wychodząc do pracy, sklepu czy na spacer z psem lub dziećmi.

Przy czym warto pamiętać, że dla „bio” powinniśmy wybierać worek biodegradowalny lub papierowy, bo plastikowy powoduje zanieczyszczenie frakcji. Technologia pozwalająca rozdzielić „bio” od plastiku jest dostępna tylko w Warszawie, Krakowie i Rzeszowie oraz częściowo Łodzi.

Dziś życie zdecydowanie się skomplikowało. Jedni próbują utrzymać system pojemników po zlewem, inni rozstawiają je po kuchni, część zostawia niektóre frakcje na blacie, chowa do szafki, albo wynosi na balkon (w badaniu nie ma o tym słowa, ale możemy śmiało też przyjąć, że część mieszkańców miast próbuje dokarmiać frakcją bio zwierzątka w parkach czy na skwerach). Przykładowo, blat wybiera 8 proc. respondentów, a balkon – 7 proc. Tak jak nie mamy szeroko rozpowszechnionego patentu na przechowywanie, tak nie mamy go na samą segregację: bezwzględnie segreguje jedynie 59 proc. respondentów, kolejne 27 proc. – „przy większym gotowaniu”.

Jak się wydaje, mamy większą skłonność do separowania „bio”, gdy sami przygotowujemy posiłek – w przypadku kupionych produktów gotowych jedzenie częściej trafia do „mieszanych”. Zresztą, autorzy badania wytykają tu też, że grupa tych, którym zdarza się wyrzucić przyniesione jedzenie do mieszanych (58 proc.) musi częściowo pokrywać się z grupą osób deklarujących „bezwzględną” segregację.

Mało który z ankietowanych rozważa jakieś potencjalne zastosowanie dla bioodpadów, najczęściej zdarza się to właścicielom domów: to oni dysponują kompostownikami, częściej posiadają własne zwierzęta, którym można zaserwować część odpadów, niektórzy zbierają odpady dla krewnych mieszkających na wsi i posiadających zwierzęta hodowlane. Ale – podobnie jak grupa właścicieli domów jednorodzinnych w skali całego badania – to modele o marginalnym znaczeniu.

W badaniu pojawia się pewien element, którego w wielu wcześniejszych badaniach nie było: przekonanie, że nie tylko należy segregować, bo takie jest prawo, ale też – że po prostu „wypada” segregować. Innymi słowy z obszaru racjonalizacji naszych działań przechodzimy do obszaru, w którym nasze działania stają się pewnym moralnym imperatywem, „dobrem”.

Oczywiście można tu argumentować, że podobnym imperatywem jest zakaz śmiecenia w przestrzeni publicznej albo ugruntowany przez pokolenia pogląd, że jedzenia się nie marnuje – a rzeczywistość zdaje się daleko odbiegać od tych przekonań. Ale sam fakt, że segregowanie odpadów przechodzi do kategorii bardziej emocjonalnej, wydaje się być znaczący. I może być najważniejszym wnioskiem, płynącym z tego badania.

Unikatowy wgląd w stan naszych umysłów, koszów na odpady oraz kompostowników przynosi raport „Zmieszani w kwestii bioodpadów. Co Polki i Polacy wiedzą o kuchennych odpadach bio?” przygotowany przez pracownię badawczą Opinia24 na zlecenie firmy Bioodpady.pl. Na potrzeby badania przeprowadzono badanie online na próbie 1250 osób oraz uzupełnione pogłębionymi wywiadami z dwunastką respondentów z Warszawy. Badanie przeprowadzono w marcu br.

Ankietowani byli grupą bardzo zróżnicowaną: w wieku od 18 do 75 lat; odmienni pod względem poziomu wykształcenia; skala ich doświadczeń z gospodarowaniem odpadami była bardzo rozpięta; mieszkają oni zarówno w blokach i kamienicach, jak i na nowych osiedlach czy w domach jednorodzinnych. 250 osób (oraz respondenci indywidualnych wywiadów) pochodziło z Warszawy, pozostali ankietowani – z innych miast wojewódzkich. Łączyła ich przede wszystkim odpowiedzialność za prowadzenie gospodarstwa domowego.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Odpady
Bioodpady to wyzwanie dla Europy. Ambicje nie idą w parze z realizacją
Materiał Promocyjny
Bank Pekao S.A. uruchomił nową usługę doradztwa inwestycyjnego
Materiał Promocyjny
Cyberprzestępczy biznes coraz bardziej profesjonalny. Jak ochronić firmę
Materiał Promocyjny
Pogodny dzień. Wiatr we włosach. Dookoła woda po horyzont