Do takiego w każdym razie wniosku doszli europarlamentarzyści i przedstawiciele Komisji Europejskiej, którzy wiosną przedstawili – po raz pierwszy w historii Unii Europejskiej – plan redukcji strumienia bioodpadów. Zatwierdzony we wrześniu przez Parlament Europejski scenariusz przewiduje, że do końca tej dekady dokonane zostaną pierwsze cięcia w stosunku do poziomów wytwarzania bioodpadów w latach 2021-2023.

To bardziej spektakularne, 30-procentowe, będzie obejmować szeroko rozumianą sferę dostarczania i konsumpcji żywności – od handlu, przez gastronomię po gospodarstwa domowe. Jedzenie wędrujące w tym łańcuchu dostaw można próbować ratować na wiele sposobów. Polska europosłanka Anna Zalewska, która przedstawiła w PE stosowne sprawozdanie w tej sprawie, podkreślała m.in. że zmiany mogłyby objąć zachęty i promocje „brzydkiej” estetycznie (ale pełnowartościowej) żywności, bardziej klarowne formułowanie informacji na temat przydatności produktu do spożycia na etykietach czy też zwiększanie donacji produktów niesprzedanych lecz wciąż nadających się do spożycia.

Mniejszy, ale też zapewne docelowo mniej elastyczny, rygor redukcji zostanie zastosowany w przemyśle spożywczym. Przedsiębiorstwa z tej branży będą musiały w ciągu kilku nadchodzących lat znaleźć sposób na 10-procentowe ograniczenie strat żywności, odnotowywanych w procesie produkcji.

Jeżeli progi, które Europejczycy będą musieli osiągnąć w tym stosunkowo krótkim czasie, komuś wydają się wysokie to warto pamiętać, że proponowane na początku dyskusji na ten temat poziomy redukcji sięgały 20-40 proc., więc finalny efekt wewnątrzunijnych negocjacji stanowi niemałe ustępstwo wobec przeciwników wyrzeczeń i ograniczeń. Ale też rozsądniejsze gospodarowanie żywnością powinno przynosić korzyści branży spożywczej i nam wszystkim, w końcu nie wyrzucamy do kosza tylko niezjedzonego produktu, ale też energię, wodę, paszę czy nawozy, których użyto u źródła, a następnie w procesie przetwarzania.

Kije i marchewki

Mało która frakcja w strumieniu odpadów, jakie wytwarzamy, jest taką „sierotą” systemu, jak bioodpady. Ceny produktów spożywczych są stosunkowo najniższe w porównaniu do innych kategorii – jak choćby tekstylia, elektronika, zabawki – co obniża psychologiczną barierę przed wyrzuceniem starzejącego się chleba czy nadgryzionego jabłka. W końcu to „groszowa sprawa”. Co więcej, pokutuje przekonanie, że taki produkt „zjedzą ptaki”, albo „się rozłoży”. A jednocześnie natura tego asortymentu – mało estetyczny widok rozkładających się produktów, ich zapach czy obawy związane z pleśnieniem, przyciąganiem insektów itp. – sprawiają, że pozbywamy się ich byle jak, byle szybciej.

W efekcie większość Europy ma poważny problem ze zbiórką bioodpadów. Teoretycznie, Bruksela już wcześniej zdecydowała się na przyspieszenie zmian w tym zakresie: nowelizacja dyrektywy ramowej w sprawie odpadów wprowadziła wymóg selektywnej zbiórki, który ma być wyegzekwowany najdalej do końca br.: do 31 grudnia 2025 r. bioodpady powinny być albo oddzielane i poddawane recyklingowi u źródła, albo zbierane oddzielnie i nie łączone z innymi rodzajami odpadów. – Obecnie sytuacja w krajach unijnych jest bardzo zróżnicowana – mówił „Rzeczpospolitej” Paolo Campanella, sekretarz generalny Europejskiego Stowarzyszenia Gospodarki Odpadami (FEAD). – Ponieważ kompetencje dotyczące środowiska i odpadów są zdecentralizowane, między regionami występują ogromne dysproporcje – dodawał.

W wielu przypadkach sztuka polega nie tylko na wdrożeniu zbiórki, ale też pozbyciu się z zebranej frakcji zanieczyszczeń. Przykładowo, w Niemczech wiosną br. wprowadzono przepisy, które mają zredukować ilość zanieczyszczeń do 1 proc. (przeprowadzone wyrywkowo kontrole stwierdziły, że ich średnia ilość w pojemniku sięgała poziomu 5 proc.). Dodajmy, że w przypadku osób lub firm, które zlekceważą nowe rygory i będą przekraczać poziom 3 proc. zanieczyszczeń w odebranych bioodpadach, stosowane będą kary, które moglibyśmy uznać za drakońskie: nawet do 2,5 tys. euro w najskrajniejszych przypadkach. Oczywiście, definicja przypadku skrajnego może być uznaniowa, ale kto widział patelnię przyjeżdżającą do instalacji przetwarzania bioodpadów wśród odpadów kuchennych, ten może sobie wyobrazić, o co chodzi.

Ale nie chodzi przecież o stosowanie kija. Dobrze przeprowadzona kampania informacyjna, promująca selektywną, skrupulatną zbiórkę odpadów, potrafi zdziałać cuda: w irlandzkim mieście Sligo poziom zanieczyszczeń frakcji bioodpadów po takiej kampanii miał spaść z 18 do 1 proc. Wyjąwszy oczywiste pośrednie korzyści z efektywnej gospodarki tą frakcją – jak zwiększenie czystości otoczenia, ułatwienie recyklingu innych frakcji, dostarczenie energetyce surowca przyjaznego środowisku – skrzętne wyselekcjonowanie frakcji wcześniej czy później przekłada się też na spadek kosztów zbiórki. Dlatego Niemcy płacą za zbiórkę mniej niż my.

Kropla drąży skałę

Ale regionalne inicjatywy, ograniczone do jednego miasta czy regionu, to krople w morzu potrzeb. Autorzy opracowanego dla organizacji Zero Waste Europe raportu „Bio-waste generation in the EU: Current capture level and future potential” wytykają, że obecny poziom zbiórki w całej Unii Europejskiej (plus Wielka Brytania i Norwegia) sięga ciut ponad 15,11 mln ton, czyli poniżej 26 proc. całego strumienia bioodpadów oszacowanego przez nich na ponad 60,03 mln ton. „Oczywiście, trzeba zastrzec, że szacunek całości jest wyłącznie teoretyczny. Poza tym każda zbiórka zmierza do zwiększenia finalnego poziomu, ale nigdy nie osiąga 100 proc.” – dodają.

Ale już np. poziom 85 proc. traktują oni jako możliwy do osiągnięcia. I podrzucają bliskie temu wynikowi przykłady: jak choćby Mediolan, w którym ilość zebranych bioodpadów sięga 105 kg per capita (przy „wytwarzaniu” tej frakcji na poziomie 120 kg per capita), hiszpańska Katalonia, w której system ulg podatkowych zachęca do uważnego segregowania odpadów i zagospodarowywania frakcji bio, czy wreszcie inicjatywę francuskich samorządów Reseau Compost Plus – w niektórych miejscach już niemal od ćwierć wieku separuje się i wykorzystuje bioodpady.

Patrząc w przyszłość, możemy ze sporą dozą prawdopodobieństwa, że w nadchodzących latach czeka nas wiele nowych inicjatyw związanych z próbami opanowania sytuacji. Począwszy od konsekwencji zmian w przepisach, o których wspomnieliśmy na wstępie, zapewne czeka nas wiele kampanii informacyjnych, na poziomie lokalnym – inicjatywy samorządów zmierzające do podniesienia poziomu zbiórki, nowinki technologiczne w zakresie wykorzystania bioodpadów, a także innowacje z zakresu procesu separacji i przetwarzania odpadów, które zapewne znajdą zastosowanie również w odniesieniu do frakcji bio – jak czujniki w pojemnikach czy użycie narzędzi cyfrowych przy separowaniu zanieczyszczeń z zebranych odpadów. Być może za dziesięć lat będziemy się dziwić, dlaczego potencjał bioodpadów zagospodarowaliśmy tak późno. Oby tak było.

OPINIA PARTNERA CYKLU: Bioodpady.pl

dr Anna Pudełko

dr Anna Pudełko

Pomysł nakładania kar na mieszkańców za zanieczyszczenia w bioodpadach, choć z pozoru motywujący, może w praktyce przynieść efekt odwrotny do zamierzonego. Strach przed sankcjami finansowymi spowoduje, że wiele osób – zamiast podejmować wysiłek prawidłowej segregacji – zacznie wrzucać resztki jedzenia do odpadów zmieszanych, by uniknąć kary. To nie tylko podważy sens całego systemu selektywnej zbiórki, ale też ograniczy możliwość odzysku surowców z frakcji bio.

Zamiast kija potrzebna jest marchewka – edukacja, informacja i wsparcie. Mieszkańcy często popełniają błędy nie ze złej woli, lecz z braku wiedzy o tym, co faktycznie można wrzucać do pojemnika na bioodpady. Dobrze zaprojektowane kampanie informacyjne i praktyczne rozwiązania (np. naklejki z instrukcjami, częstsze odbiory bioodpadów, kompostowniki przydomowe) przynoszą znacznie lepsze efekty niż restrykcyjne mandaty.

Świetnym przykładem takiego pozytywnego podejścia była przeprowadzona przez spółkę Bioodpady.pl i Miasto Stołeczne Warszawa kampania „Nie mieszasz, jesteś w porządku” – inicjatywa, która w prosty, zrozumiały i przyjazny korzyści płynące z segregacji bioodpadów, zamiast straszyć karami. Dzięki temu udało się zwiększyć świadomość mieszkańców i poprawić jakość zbiórki bez wprowadzania atmosfery strachu.

Wspólny cel – ograniczenie marnowania żywności i zwiększenie odzysku bioodpadów – można osiągnąć tylko wtedy, gdy mieszkańcy czują się partnerami, a nie potencjalnymi winowajcami. System kar bez wsparcia edukacyjnego i infrastrukturalnego nie rozwiąże problemu – jedynie ukryje go w pojemnikach na odpady zmieszane.