A to wszystko w związku z trwającym szczytem klimatycznym i zawodem, jakim okazał się on do tej pory dla pokolenia, które w przeciwieństwie do większości negocjatorów odczuje lub już teraz odczuwa skutki kryzysu klimatycznego.
Rozczarowanie, greenwashing i oszustwo
COP-26 to bowiem kolejny szczyt klimatyczny, który pomimo widocznych wszędzie haseł o potrzebie działania teraz, jest pełen póki co nie odzwierciedlających powagi sytuacji deklaracji. Podjęto bowiem kilka uzgodnień, które są jednak szeroko krytykowane przez aktywistów i aktywistki oraz naukowców i naukowczynie za nieadekwatne cele i wyłącznie fikcyjne deklaracje.
Wskazują oni, że aby być w zgodzie z rekomendowanym celem 1.5 stopnia, według ekspertów z IPCC świat powinien do 2030 zredukować emisje metanu o połowę, nie zaś o ustalone 30%, dodatkowo do porozumienia przystąpiły kraje odpowiadające tylko za połowę emisji tego 28 razy silniejszego niż CO2 gazu cieplarnianego, nie znalazły się w nim za to Chiny, Rosja czy Indie. Co więcej, porozumienie metanowe nie uwzględnia emisji pochodzących z przemysłowej hodowli mięsnej, która jest jego ważnym źródłem. Musi być ono więc ich zdaniem traktowane w kategoriach pierwszego kroku w stronę ścięcia emisji metanu, nie zaś jako ukoronowanie działań w tym temacie.
Również i porozumienie dotyczące lasów znalazło się w ogniu krytyki. Zakłada ono bowiem zatrzymanie wylesiania lub jego odwrócenie do 2030 roku. Działacze i działaczki z Brazylii nie ufają jednak Jairowi Bolsonaro, którego przedstawiciele także podpisali porozumienie i wskazują, że ich zdaniem stanowi ono zielone światło dla kolejnej dekady masowych wycinek, wypalania lasów oraz powiązanych z tym represji wobec narodów tam mieszkających i broniących tych terenów od pokoleń. Indonezja, która wraz z Brazylią i Demokratyczną Republiką Konga mieści 85% światowych lasów, a przy tym jednocześnie jest największym eksporterem oleju palmowego uzyskiwanego dzięki masowej deforestacji zaczęła kilka dni po podpisaniu negować zawarte ustalenia i twierdzić, że jest ono niesprawiedliwe, a “rozwój” w Indonezji nie może zostać powstrzymany.
Podobną, równie szokującą narrację przyjęła Polska wobec zawartego na COP-ie porozumienia węglowego. Jest ono wyraźnym znakiem końca ery węgla. Dzięki niemu bowiem zakończone zostanie finansowanie i wsparcie dla kolejnych projektów węglowych na świecie. Zobowiązuje ono dodatkowo największe gospodarki do skończenia z węglem w latach 30-tych tego wieku, a pozostałe do porzucenia go w latach 40-tych. Era węgla się kończy dla wszystkich, jednak widocznie nie dla Polski. Po zawarciu porozumienia polska administracja uznała bowiem ustami Aleksandra Brzózki, rzecznika Ministerstwa Klimatu oraz Anny Moskwy, szefowej tego resortu, że Polska będąc według Banku Światowego 21. gospodarką świata zalicza się do krajów rozwijających się, których rzekomo nie stać na wyjście z węgla w latach 30stych, więc zrobi to dopiero w roku 2049. Nie dość, że jest to podejście kuriozalne, to dodatkowo sprzeczne z raportami naukowymi na temat koniecznego dla naszego bezpieczeństwa tempa dekarbonizacji. Dlatego Polska została szczególnie wyróżniona nagrodą “Skamieliny Dnia”, przyznawaną przez organizacje pozarządowe dla największych antybohaterów szczytu każdego dnia COP-u.