9 czerwca wystartowała kampania społeczna, która ma nam uświadomić, że mamy obowiązek segregować odpady pochodzenia biologicznego, jak mamy to robić, a wreszcie – po co. Mniej formalna w tonie, bardziej komunikatywna pod względem poczucia humoru i sposobów dotarcia z informacjami do odbiorców, kampania „Nie mieszasz, jesteś w porządku” została poprzedzona publikacją raportu „Zmieszani w kwestii bioodpadów” dostępnego na stronie internetowej jesteswporzadku.pl.
Żyj i pozwól posegregować
Segregacja bioodpadów jest obowiązkowa od ponad czterech lat. Tymczasem, mimo upływu tego czasu, zaledwie 45 proc. z ponad tysiąca osób ankietowanych na potrzeby wspomnianego raportu zdaje sobie sprawę, że powinno obligatoryjne oddzielać tę frakcję. Oczywiście, segregację bioodpadów deklaruje znacznie więcej osób (71 proc. respondentów), ale wśród nich znaczna część robi to czasami, a 18 proc. przyznaje, że zdarza im się wrzucać odpadki kuchenne do odpadów zmieszanych. Generalnie: traktujemy tę frakcję dosyć nonszalancko.
Ta obojętność może wynikać z niewiedzy. Nie tylko na temat tego, że takie działanie jest obowiązkowe, czy jakie odpady powinno obejmować, ale też – po co to wszystko robimy. Twórcy kampanii chcą dotrzeć przede wszystkim do tych 40 proc. ankietowanych, którzy nie wiedzą, jaki jest dalszy los obierek, ogryzków czy resztek jedzenia.
A przecież nie czeka je zaleganie na składowiskach. Posegregowane bioodpady kuchenne są surowcem – źródłem biogazu zapewniającego energię odnawialną, naturalnym nawozem w rolnictwie, albo naturalnym ogrodowym kompostem. I o ile kompostowanie czy nawożenie bioodpadami brzmi dla co trzeciego ankietowanego względnie naturalnie, to już używanie tej frakcji jako paliwa energetycznego przychodzi na myśl zaledwie jednemu czy dwóm procentom respondentów.
Z tym status quo chcą się zmierzyć twórcy kampanii. – Wiemy, że odpadów kuchennych jest w Polsce ponad dziesięć razy więcej niż zbieramy ich selektywnie. Jeśli uda nam się poprawić te statystyki, odciąży to budżety gminne. Sprawi, że więcej gleb będzie nawożonych ekologicznie i pozwoli wyprodukować dodatkową zieloną energię – przekonuje Michał Paca, prezes organizującej kampanię firmy Bioodpady.pl.
Brązowy pojemnik to za mało
Filarem kampanii będzie spot video, który odwołuje się do konwencji paradokumentalnej. Dzięki temu wprowadza do narracji dotyczącej bioodpadów kuchennych modne dziś podejście oparte na poczuciu humoru i lekkości. Spot będzie emitowany w internecie, a także promowany dodatkowo w mediach społecznościowych.
Drugim elementem wizualnej strony kampanii będą plakaty autorstwa Karola Banacha – autora znanego ze współpracy m.in. z siecią Hyatt, InPostem, Samsungiem, Allegro, Netguru czy publikacji w „The New York Times”. Będzie można oglądać je na ulicach Warszawy: na słupach, przystankach, a także na ekranach w komunikacji miejskiej. Charakterystyczny styl Banacha będzie tym razem służył opowiadaniu graficznych historii uświadamiających, jak segregować bioodpady kuchenne. Wsparciem będzie współpraca z wybranymi influencerami zajmującymi się tematyką ekologii i zero waste.
Twórcy kampanii zakładają, że lżejszy styl – odchodzący od napominania, odwołujący się do pozytywnych emocji, przekazujący informacje w formule graficznej – pozwoli skuteczniej przykuć uwagę odbiorców. Kampania jest adresowana przede wszystkim do mieszkańców miast, jak się można domyślać – osiedli złożonych z budynków wielorodzinnych, gdzie problemy z segregowaniem bioodpadów kuchennych są największe.
Istotne jest tu założenie, że dzisiejsze status quo w zakresie zbiorki bioodpadów kuchennych wynika raczej z niedoinformowania, niewiedzy o celu wyodrębnienia tej frakcji, braku czasu i odpowiedniej formy komunikowania reguł segregacji. Nie jest przecież tajemnicą, że Polacy nie lubią marnować jedzenia – kolejne badania pokazują, że rośnie grupa konsumentów, którzy starają się kupować rozsądnie i z umiarem. Interesujemy się ofertami zakupów jedzenia zagrożonego przeterminowaniem, rozglądamy się po sklepach i zaglądamy do stosownych aplikacji. Marnowaniu jedzenia towarzyszą też silne emocje: poczucie winy, smutek, frustracja.
Te emocje to punkt zaczepienia dla tej kampanii. To stosunkowo nowe i nieortodoksyjne podejście, pozwalające trafić do nowych grup odbiorców. Czy skutecznie, wkrótce się przekonamy. Złe nawyki można zmienić, tylko diamenty są wieczne.
OPINIA PARTNERA CYKLU BIOODPADY.PL
Michał Paca – prezes Bioodpady.pl
Historia selektywnej zbiórki odpadów w Polsce to w dużej mierze opowieść o powielaniu błędów Unii Europejskiej, a nie o wyciąganiu z nich wniosków. Dopiero na samym końcu sięgamy po ten rodzaj odpadu, którego mamy najwięcej i który długofalowo okazuje się najcenniejszy.
Kiedy w 2013 r. zaczynaliśmy wdrażać selektywną zbiórkę, przeciętny mieszkaniec Polski generował zaledwie 200–250 kg odpadów rocznie. Z tego niemal połowę stanowiły odpady biodegradowalne – kuchenne i ogrodowe. Zamiast od razu skoncentrować się na ich zagospodarowaniu i wykorzystaniu na rzecz rolnictwa, zostawiliśmy je na koniec. Wybraliśmy drogę odpowiednią dla krajów, które miały zupełnie inną strukturę odpadów – w szczególności dużo więcej odpadów opakowaniowych, często nawet cztery czy pięć razy więcej niż Polska.
Efekt? Najpierw powstały sortownie do odpadów zmieszanych, a potem – po ujednoliceniu selektywnej zbiórki – trzeba je było przebudowywać. Gdybyśmy wtedy postawili na odpady kuchenne i ogrodowe, gdybyśmy od początku przyjrzeli się im dokładniej, zrozumielibyśmy, że warto odbierać je selektywnie. Gdybyśmy pod to stworzyli infrastrukturę, dzisiejszy system gospodarki odpadami byłby znacznie bardziej efektywny. To znaczy, że byłby tańszy dla mieszkańców i gmin.
Dobrą wiadomością jest to, że w końcu zaczynamy zbierać odpady bio kuchenne. Ich potencjał dostrzegły niektóre miasta wojewódzkie takie jak: Białystok, Gdańsk, Kraków, Lublin, Łódź, Rzeszów, Warszawa, Wrocław, ale też coraz więcej mniejszych gmin miejskich. Co więcej, opóźnienia w tym zakresie przyniosły też pewne korzyści. Przez ostatnie 15 lat technologia usuwania zanieczyszczeń z bioodpadów kuchennych bardzo się rozwinęła.
Widać to dobrze na przykładzie dwóch krajów. W Niemczech, które jako jedne z pierwszych wdrożyły selektywną zbiórkę bioodpadów kuchennych i oparły się na technologii tzw. suchej fermentacji, dziś pojawia się poważny problem. Ze względu na zanieczyszczenia fizyczne w odpadach, kompostów nie da się bezpiecznie wykorzystywać w rolnictwie. W efekcie winą za braki technologiczne obarcza się mieszkańców, którzy muszą dostarczać bioodpady z nie więcej niż 3 proc. zanieczyszczeń. W przeciwnym razie instalacje mogą odmówić ich przyjęcia, a mieszkańcy mogą zostać ukarani grzywną sięgającą 2,5 tysiąca euro.
Tymczasem w Danii ten problem praktycznie nie istnieje. Tam postawiono na rozwój technologii oczyszczania odpadów przed fermentacją. Dzięki temu to, co trafia na pola, spełnia najbardziej restrykcyjne normy czystości, nawet jeśli mieszkańcy nie są idealnymi sorterami. I właśnie z tych nowoczesnych rozwiązań korzystają dziś m.in. mieszkańcy Warszawy, Krakowa, Rzeszowa czy Gdyni.
Paradoksalnie – w niektórych z tych miast planuje się budowę instalacji suchej fermentacji, czyli takiej która przysparza problemów u naszych sąsiadów zza Odry. To prowadzi nas wprost do scenariusza niemieckiego: technologia nie poradzi sobie z poziomem zanieczyszczeń w polskich bioodpadach, który waha się średnio od 13 do 20 procent.
Ale są też dobre wiadomości. Po pierwsze, te nowoczesne, sprawdzone technologie są już obecne w Polsce – i będą dostępne dla wszystkich chętnych miast oraz obszarów podmiejskich. A po drugie – abstrahując od zawiłości technologicznych – nie ma dla odpadów kuchennych gorszego losu niż pojemnik na odpady zmieszane, a mamy nadzieję, że dzięki naszej kampanii mniej ich tam trafi. To zawsze będzie z korzyścią dla środowiska. Na koniec: nie na wszystko mamy wpływ, ale chcielibyśmy obudzić w mieszkańcach dumę i poczucie przynależności do grupy, która codziennymi gestami już teraz zmienia świat na lepsze. Dla siebie i ludzi wokół. A przy okazji – dla tych, którzy będą tu po nas.