Gości było wprawdzie mniej niż przed rokiem, ale tamten rok był dobry. W tym roku słaby był styczeń: aura nie dopisała, brakowało naturalnego śniegu. Na ponad 40 km tras czynne było tylko kilka kilometrów - opowiadała niedawno w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Sabina Bugaj, szefowa Miejskiego Ośrodka Kultury, Promocji i Informacji w Szczyrku. Sytuacja poprawiła się dopiero w lutym. - Uruchomiliśmy nawet trasy nieczynne od kilku lat - dodaje.
Podobne opowieści snuli specjaliści od zimowej turystyki w całej Polsce. Święta Bożego Narodzenia oraz następujące po nich dwa czy trzy tygodnie należały do wyjątkowo ciepłych, wydawało się wręcz, że wiosna przyszła wraz z Nowym Rokiem. Nie inaczej było zresztą w całej Europie, a nawet na świecie. Niemiecka stacja Deutsche Welle swój reportaż o zimowym sezonie w rodzimych kurortach zatytułowała w możliwie najbardziej lapidarny sposób: "Nie ma śniegu = nie ma turystów". W szwajcarskich Alpach temperatury w dniach sąsiadujących z Nowym Rokiem przebiły nawet 20 stopni Celsjusza.
- Niemal cały śnieg zniknął, zaczęłam się naprawdę martwić - opowiadała reporterce BBC szefowa wydziału turystyki w niewielkiej szwajcarskiej miejscowości Anzere, Stephanie Dijkman. W przypadku tej miejscowości zmiany są nawet bardziej uderzające, bowiem Anzere leży głęboko w dolinie, a w takich lokalizacjach śnieg znika najwcześniej.
Kurczące się kurorty
Niewątpliwie, epoka świetności górskich kurortów może wkrótce dobiec końca. Opublikowane kilka lat temu na łamach magazynu "Geophysical Research Letters" wyniki analizy danych zbieranych przez kilkadziesiąt lat w kurortach narciarskich Stanów Zjednoczonych wskazują, że między 1982 a 2016 rokiem opady śniegu sukcesywnie ustępowały opadom deszczu. W ciągu tych 34 lat skróciło to sezon narciarski o 34 dni.
Co to oznacza dla górskiej turystyki, możemy sobie tylko wyobrażać - bo ekonomicznych konsekwencji zachodzących procesów w tym przypadku jeszcze nikt dokładnie nie policzył. Ale skrócenie zimowego sezonu turystycznego o miesiąc, to w oczywisty sposób ograniczenie liczby odwiedzających turystów, skomasowanie ruchu w tych okresach, w których pojawia się pokrywa śnieżna, czy gwałtowny spadek ruchu w tych lokalizacjach, w których pojawienie się śniegu wydaje się mniej pewne. Badacze z Uniwersytetu w Bazylei wskazują, że może to dotyczyć miejscowości położonych poniżej wysokości 1800-2000 m n.p.m.: one będą skazane na sztuczne naśnieżanie stoków. Na listę takich miejsc należałoby wpisać praktycznie wszystkie polskie kurorty narciarskie.