Jesteście sceptyczni wobec projektu przepisów dotyczącego rozszerzonej odpowiedzialność producenta. Dlaczego?

Rozszerzona odpowiedzialność producenta to odpowiedzialność producenta za produkt i jego opakowanie już w momencie projektowania, ale także za losy produktu i opakowania po zużyciu, czyli koszty zbiórki, segregacji, dalszego zagospodarowania. Przemysł chce za to płacić, zresztą już płaci, tylko w ubiegłym roku od przedsiębiorców wpłynęło 1,5 miliarda złotych na realizację tych obowiązków. Jednak te zasady działania powinny opierać się na relacjach rynkowych i biznesowych. Cały czas współpracujemy z firmami gospodarki odpadami, z recyklerami, kwartalnie lub nawet miesięcznie reagując finansowo na zmiany na rynku odpadów.

Natomiast nowe przepisy, przewidujące opłaty od producentów, wprowadzają po prostu nowy podatek. O jego wysokości ma decydować administracja państwowa. Zostanie zerwany łańcuch przedsiębiorca–firma gospodarki odpadami–samorząd, i co najważniejsze konsument.

Operatorem systemu ma być NFOŚ. Czyli to nie rynek, ale urzędnik i polityk będzie decydował o miliardach płynących poprzez biznes od polskiego konsumenta, a następnie o tym, na jakich zasadach i kiedy rozpatrywane będą wnioski od firm gospodarki odpadami, od samorządów. I te firmy gospodarki odpadami, recykler czy samorząd dostaną zwrot pieniędzy za recykling po roku czy po dwóch. A koszty będą ponosić stale.

Nie chcemy być po prostu płatnikiem, tylko uczestnikiem tego rynku, tak jak jest to w innych państwach Unii Europejskiej. Nie wiem, dlaczego resort wybrał model węgierski, z którego już nawet Orbán się wycofał.

Jednak zwolennicy projektu twierdzą, że mówienie o opłacie opakowaniowej jako o podatku to ewidentna gra polityczna, pod weto prezydenta.

To przykład kompletnej dezinformacji stosowanej od samego początku przez autorów. Jeszcze w ubiegłym roku były proponowane zupełnie inne propozycje modelu. Niektóre podobały się bardziej wprowadzającym, inne – firmom gospodarki odpadami czy samorządom. W styczniu ministerstwo nagle zmieniło zdanie i pokazało zupełnie inne założenia, które obecnie, po przedstawieniu projektu, spotkały się z tak potężną falą krytyki i to, co należy podkreślić, płynącą ze wszystkich stron łańcucha wartości. My już w lutym jasno mówiliśmy o podatku i „skoku na kasę” – wtedy stanowisko Karola Nawrockiego, jeszcze przecież niebędącego prezydentem, nie było znane.

Projekt zakłada także likwidację organizacji odzysku opakowań w dziesiejszym rozumieniu?

To oczywiście również budzi nasz sprzeciw. To jest nie tylko pozbawienie mnie i kilkuset innych osób miejsca pracy, ale zakwestionowanie ponad 20 lat doświadczeń, wypracowanych mechanizmów i co najważniejsze – powodzenia tej koncepcji. Głównym zadaniem organizacji odzysku jest realizacja poziomów recyklingu, a te na przestrzeni lat realizujemy, i to z nadwyżką, o czym corocznie sprawozdaje w imieniu Polski ministerstwo do Eurostatu. Skąd zatem kwestionowanie naszego funkcjonowania? Nie poparto tego żadnymi analizami, argumentami. Dodam tylko, że w przeważającej liczbie państw unijnych z sukcesem funkcjonuje taki model. Poza tym organizacje odzysku pełnią obecnie rolę hubu kompetencyjnego i edukacyjnego dla blisko 100 tysięcy przedsiębiorstw w obecnym, tak dynamicznie zmieniającym się i wymagającym otoczeniu prawnym.

Wtedy zostaniemy już bez żadnych rozwiązań.

Trzeba wyciągnąć naukę. Jak najszybciej powinniśmy usiąść i wspólnie wypracować rozwiązanie, cofając się np. do modeli z jesieni ubiegłego roku, które budziły kontrowersje, ale nie tak zdecydowany sprzeciw. Niestety, zmarnowaliśmy cały rok. W międzyczasie pojawiły się kolejne błędy tego samego ministerstwa dotyczące na przykład tekstyliów. Jako wolontariusz Polskiego Czerwonego Krzyża jestem wyjątkowo z tym tematem związany. Sprowadzenie przez resort całej reformy do przerzucenia na samorządy, firmy gospodarki odpadami i mieszkańców ciężarów segregacji odpadów tekstylnych poprzez wysłanie wszystkich do PSZOK-ów doprowadziło do zawalenia dotychczasowych modeli zagospodarowywania tekstyliów i odpadów tekstylnych. Przykładem tego mogą być organizacje charytatywne, które straciły dostęp zarówno do odzieży, jak i środków finansowych na prowadzenie działalności pomocowych. Nie było żadnej kampanii edukacyjnej. Ludzie zostali tylko postraszeni, że będą płacić kary. Nie ma rozdziału między tekstylia, którym można nadać drugie życie, a dziurawą skarpetką. Widząc bezradność ze strony resortu, zwołaliśmy jako PCK spotkanie producentów, sprzedawców, organizacji charytatywnych, firm gospodarki odpadami, samorządów, naukowców. Chcieliśmy poszukać jakiegoś rozwiązania, powstał materiał liczący kilkanaście kluczowych postulatów. Trafił do rządu, parlamentu i prezydenta.

Jesteście sceptyczni również wobec innego rozwiązania wchodzącego teraz w życie, czyli systemu kaucyjnego. Dlaczego?

Zamiast odpowiednio przygotowanego, prostego, efektywnego systemu otrzymaliśmy rozwiązanie drogie i rodzące problemy. Nikt nie wie, dlaczego na przykład kaucją objęto butelki szklane, co zabija wypracowany cały system dotyczący opakowań wielokrotnego użytku. Ale problem jest szerszy – boję się, że obywatele, nieprzygotowani wcześniejszą kampanią edukacyjną, będą sfrustrowani i odwrócą się od selektywnej zbiórki, segregacji jako takiej. Oby to tylko było czasowe.

Trzymamy jednak kciuki za to, że świadomość będzie rosła. Naprawdę potrzebujemy osiągnięcia zadeklarowanych poziomów recyklingu rzędu 77 proc. W latach 2018–2019, kiedy powstawał Circular Economy, jeszcze była szansa, że może zbierzemy tych 77 proc. w workach. Dziś to jest w okolicach 50 proc., tylko co druga butelka typu PET trafia do recyklingu.

Materiał powstał we współpracy z REKPOLEM