„Pory roku zmieniają się w erze antropocenu. Zwykle pory roku są ramami czasowymi, służącymi wspólnotom i społeczeństwem do organizowania swoich gospodarstw i działań wokół oczekiwanych powtarzalnych wydarzeń przyrodniczych, społecznych czy kulturowych. Stawiamy tezę, że skala i gwałtowność zmian w biogeochemicznych cyklach naszej planety gruntownie wpływają na socjopolityczną redefinicję rytmu pór roku” – piszą na łamach magazynu „Progress In Environmental Geography” brytyjscy badacze Thomas E. L. Smith i Felicia H. M. Liu.
W sporej mierze ich artykuł jest próbą podsumowania tego, co stwierdzają naukowcy na całym świecie – swoistą kompilacją spostrzeżeń, która została metodycznie uporządkowana i opatrzona przymiotnikami oddającymi charakter zaobserwowanych procesów. W miejsce wiosny, lata, jesieni i zimy nie pojawiają się tu ich równoważniki, bo też cały tradycyjny cykl uległ daleko idącym zmianom i zaburzeniom.
Sezony zamiast pór roku. Propozycja badaczy
Można zacząć od drugiej z wytypowanych kategorii, czyli tradycyjnych pór roku: Smith i Liu nazywają je „wymierającymi” (extinct seasons). W wielu regionach świata doszło do ich zaniku lub tak dalece idących modyfikacji, że przestały one być rozpoznawalne – z własnego doświadczenia moglibyśmy to powiedzieć choćby o zimach, których wyznacznikiem były mrozy i śnieg. Wraz z ich zniknięciem sama idea zimy wydaje się tracić sens – tak dla wielu organizmów w przyrodzie (zwierząt nie zapadających na zimowy sen, roślin zaczynających wypuszczać pędy), jak i dla człowieka, który rezygnuje z tradycyjnych „zimowych” aktywności (jak choćby narciarstwo).
Czytaj więcej
Gdańsk, Wałbrzych, Olkusz, Bolesław, Lędziny – to ledwie początek listy miejsc w Polsce, gdzie w...
Miejsce tradycyjnych pór roku zajmują nowe. Pierwszą kategorią są „nowo powstające” pory roku (emergent seasons): mechanizmy pogodowe wcześniej nie spotykane, przynajmniej w danym regionie i będące rezultatem gwałtownych zmian temperatur i warunków pogodowych, które zachodzą wbrew tradycyjnym oczekiwaniom.