Administracja Joe Bidena nie zwlekała z realizacją jednej z kluczowych obietnic kampanii: nadania nowej dynamiki działaniom mającym hamować zmiany klimatyczne. Zorganizowany w minionym tygodniu wirtualny szczyt klimatyczny w Białym Domu miał być tego żywym dowodem. Ale deklaracje, jakie podczas niego padły, mogą pozostać wyłącznie na papierze.
Symbolicznie rozpoczęty w Międzynarodowy Dzień Ziemi szczyt przywódców z całego świata zasadniczo miał ożywić „ducha porozumień paryskich” i nadać nowy impet działaniom kluczowych graczy we współczesnym świecie.
Do pewnego stopnia – udało się. Ameryka zapowiedziała ograniczenie emisji do 2030 r. o 50-52 proc. w stosunku do poziomów z 2005 r. W tym samym czasie Japonia obniży emisje o 46 proc. w odniesieniu do poziomu z roku 2013. Kanada obiecuje cięcia rzędu 40-45 proc. w porównaniu do 2005 r. (również w perspektywie 2030 r.). To najważniejsze deklaracje, jakie padły podczas szczytu, i pokazują one, że Biały Dom chce uzyskać widoczne efekty swoich działań w relatywnie szybkim czasie.
Do tego należałoby dorzucić jeszcze kilka innych ważnych momentów dwudniowego szczytu. Kluczowym były deklaracje chińskiego prezydenta, Xi Jinpinga, dotyczące objęcia programu budowy elektrowni węglowych za Wielkim Murem „ścisłą kontrolą” i stopniowego redukowania konsumpcji węgla w okresie pięciu lat, od 2025 r. począwszy. Korea Południowa zarzekała się, że wstrzyma finansowanie energetyki węglowej przez swoje państwowe instytucje. A prezydent Rosji, Władimir Putin, wezwał do usuwania dwutlenku węgla z atmosfery.
– Prezydent Putin i ja mamy swoje nieporozumienia – odpowiedział tyleż pojednawczo, co niejasno Biden. – Ale tu mowa o wychwytywaniu dwutlenku węgla z przestrzeni i o ile prezydent Rosji i ja możemy się nie zgadzać, tak nasze dwa narody mogą współpracować, by osiągnąć jakiś cel – dodał.