Wchodzę w dorosłość, więc naturalnie zastanawiam się nad przyszłością. Już wiem, że znaczną część życia przeżyję w społeczeństwie zupełnie nowego porządku lub w społeczeństwie skrajnego chaosu. Chcę mieć czyste sumienie, jeśli zrealizują się najgorsze scenariusze kryzysu klimatycznego, kreślone przez naukę. Brak mojego działania to przyzwolenie na zarządzanie losem świata przez tych, w których interesie są krótkowzroczne decyzje. Trzymam się nadziei na osiągnięcie niemożliwego, bo tylko ona pozwoli nam uniknąć tego, co niewyobrażalne.
Niewyobrażalne, czyli to, co budzi bezsilność
W latach 2006-2010 w Syrii wystąpiła największa susza w historii pomiarów. W jej rezultacie 1.5 miliona ludzi straciło źródło utrzymania, a ceny żywności osiągnęły rekordową wysokość. Ludzie, masowo migrując do miast, zaczęli protestować, domagając się wsparcia od państwa. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta, aż reżim Baszszoara al-Asada odpowiedział przemocą. Dalszą historię znamy, przynajmniej z naszej, europejskiej perspektywy. Najpierw był głód, potem represje i wreszcie wojna, przed którą schronienia szukali uchodźcy. Polityczny konflikt zapoczątkowany przez wielką suszę, pogłębił również podziały w krajach Unii Europejskiej, w tym w Polsce. Czuliśmy, jak tzw. kryzys uchodźczy dzielił – w rodzinach, społecznościach, debacie publicznej. Poczucie zagrożenia stało się politycznym narzędziem, a podsycanie strachu doprowadziło do powszechnej atmosfery nienawiści.
Oczywiście każdy z tych procesów miał więcej niż jedną przyczynę. Ale ta historia, ujęta w ogólny sposób, pomaga wyobrazić sobie, jak globalne potrafią być skutki lokalnych anomalii pogodowych. W 2016 roku w Europie przyjęto rekordową – jak się wielu wydaje – liczbę prawie 1.3 miliona wniosków o azyl. Tymczasem szacuje się, że do 2050 r. aż 200 milionów osób będzie zmuszonych do migracji z powodów środowiskowych.
ONZ zaznacza jednak, że przy dalszej kultywacji polityki ciągłego wzrostu kosztem nadmiernej eksploatacji natury, nawet około jedna na dziewięć osób na świecie będzie musiała opuścić swój dom i walczyć o przetrwanie.
Ciężko szacować, do jak silnej radykalizacji nastrojów społecznych, jakich konfliktów politycznych lub załamania gospodarki doprowadzi wyprowadzenie planety z równowagi. I co najgorsze, jeśli to będzie powodem wojny, nie będzie pewności, czy kiedykolwiek się skończy. Warunki ją powodujące będą się bowiem bez końca, nieodwracalnie pogarszać.