Powrót Donalda Trumpa do Białego Domu zapoczątkował serię decyzji, które wzbudziły niepokój ekspertów klimatycznych oraz aktywistów. Amerykański prezydent już w czasie kampanii wyborczej, którą finansowo hojnie wsparli przedstawiciele branży naftowej, obiecywał, że postawi na rozwój paliw kopalnych.
W dniu zaprzysiężenia na drugą kadencję podpisał rekordową liczbę dekretów wykonawczych, wśród których znalazł się dokument dotyczący wycofania się Stanów Zjednoczonych z Porozumienia paryskiego i innych międzynarodowych zobowiązań klimatycznych oraz wprowadzenie krajowego stanu wyjątkowego w zakresie energii.
To drugie posunięcie szczególnie trudno uzasadnić, biorąc pod uwagę że w czasie prezydentury poprzednika Trumpa, Joe Bidena, Stany Zjednoczone osiągnęły rekordowy poziom produkcji ropy naftowej i obecnie produkują jej więcej niż jakikolwiek inny kraj w historii. Wprowadzenie stanu wyjątkowego nadało jednak Trumpowi uprawnienia do przyspieszenia zatwierdzania gazociągów i projektów górniczych i umożliwiło cofnięcie wielu przepisów środowiskowych poprzedniej administracji oraz otwarcie większej liczby obszarów na poszukiwania ropy naftowej i gazu. Uchylono m.in. memorandum Bidena z 2023 roku, zakazujące odwiertów ropy naftowej na 16 milionach akrów w Arktyce oraz zakaz wydobycia ropy naftowej i gazu na amerykańskich wodach przybrzeżnych.
Czytaj więcej
Nowe badanie Instytutu Gallupa pokazuje, że niemal co drugi Amerykanin uważa, iż zmiany klimatu w...
Administracja Trumpa wycofała się również z przepisów dotyczących monitorowania metanu, co utrudniło dostosowanie przepisów do norm międzynarodowych i potencjalnie podważyło dalsze rozmowy handlowe, w szczególności z Unią Europejską.