Od ponad tygodnia płoną lasy na przedmieściach Los Angeles w Kalifornii. Według danych lokalnych władz, dotychczas zginęły w nich co najmniej 24 osoby, a zniszczeniu uległo ponad 12 tysięcy budynków. Zdaniem ekspertów to najbardziej niszczycielskie pożary w historii stanu.
Ich wybuch nie jest wielkim zaskoczeniem – w południowej części Kalifornii przez dwie dekady panowała susza, następne dwa lata szczególnie obfitowały w deszcze, a następnie przez osiem miesięcy opady były wyjątkowo skąpe. Kilka suchych miesięcy w połączeniu z silnymi wiatrami Santa Ana, stworzyły doskonałe warunki do rozprzestrzeniania się ognia.
Pożary w Los Angeles
Choć pożary w Kalifornii nie są wyjątkiem, naukowcy potwierdzają, że w związku ze zmianami klimatu wywołanymi działalnością człowieka, w ciągu ostatnich lat zaobserwowano wydłużenie i wzrost intensywności sezonu pożarów. Profesor Stefan Doerr, dyrektor Centrum Badań nad Pożarami Lasów na Uniwersytecie w Swansea podkreślił, że szczegóły dotyczące wpływu pogłębiającego się kryzysu klimatycznego na pożary w Kalifornii wymagają dokładniejszej analizy.
Czytaj więcej
Brazylia, tegoroczny gospodarz szczytu klimatycznego, to największy na świecie producent i eksporter soi. Jednak obecnie głównym produktem eksportowym kraju stała się ropa naftowa. Władze tego kraju, choć deklarują chęć osiągnięcia statusu „Arabii Saudyjskiej energii odnawialnej”, nie rezygnują z paliwowych ambicji.
Mimo jasnego stanowiska naukowców, na portalach społecznościowych roi się od publikacji zaprzeczających związkowi między zmianami klimatu a szalejącymi pożarami. Jednym z autorów takich publikacji jest Donald Trump, który za tydzień ponownie obejmie urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych.