Kilka dni po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę, firma Shell oświadczyła, że zamierza wycofać się ze wszystkich przedsięwzięć wspólnych z rosyjskim koncernem Gazprom. Jej dyrektor generalny Ben van Beurden poinformował, że firma jest „zszokowana ofiarami śmiertelnymi w Ukrainie”.
W ramach wycofywania się z tej współpracy, firma zdecydowała się m.in. na rezygnację z flagowego zakładu Sachalin II, którego właścicielem i operatorem jest w 50 proc. Gazprom. Podjęła również decyzję o sprzedaży 50 proc. udziałów w dwóch syberyjskich projektach naftowych oraz wycofaniu się z projektu gazociągu Nord Stream 2.
Szef Shella oświadczył, że decyzja o rezygnacji ze współpracy z Gazpromem została podjęta „z przekonaniem”. Nie możemy – i nie będziemy – stać z boku" – dodał van Beurden, podkreślając, że rosyjski atak na Ukrainę to "bezsensowny akt militarnej agresji, zagrażający bezpieczeństwu Europy".
Czytaj więcej
W ankiecie przeprowadzonej w 12 krajach, które mają największy wkład do światowej gospodarki jako główne zagrożenie wskazano zmiany klimatyczne, a już wtedy, na początku lutego ryzyko wojny na Ukrainie było ogromne.
Zaledwie kilka dni później okazało się, że firma zdecydowała się na zakup w okazyjnej cenie 725 tysięcy baryłek rosyjskiej ropy Urals od handlowca towarowego Trafigura. Eksperci oszacowali, że na kontrowersyjnej transakcji Shell może zarobić nawet 20 mln dolarów, po przepuszczeniu ropy przez swój system rafinacji oraz sprzedaży.