„Chcemy ostrzec rząd”. Aktywiści Ostatniego Pokolenia o kolejnych protestach

Stawiamy rząd w sytuacji dylematu: wybrać dobro ludzi, czy chronić swój wizerunek i tłumić protesty obywateli – mówi Julia Keane, aktywistka grupy Ostatnie Pokolenie, odpowiedzialnej za niedawne protesty w warszawskiej filharmonii, w rozmowie z serwisem Klimat.rp.pl

Publikacja: 06.03.2024 13:33

„Dzisiaj takie protesty w miejscach skupiających uwagę wielu osób są bardzo potrzebne. To jeden z wi

„Dzisiaj takie protesty w miejscach skupiających uwagę wielu osób są bardzo potrzebne. To jeden z wielu środków do celu, którym jest powstrzymanie zapaści klimatycznej” – mówi Julia Keane z grupy Ostatnie Pokolenie.

Foto: Wiktor Pelc

Po proteście w Filharmonii i publikacji wideo w mediach, sporo komentarzy np. na platformie X raczej krytykowało wasze działania niż zachęcało do kolejnych. Ludzie pisali, że lepiej zrobilibyście sprzątając lasy, zamiast przerywać koncerty. Jak odbieracie taką krytykę?

Julia Keane, Ostatnie Pokolenie: Spodziewaliśmy się takich reakcji. Ostatnie Pokolenie jest ruchem, który robi – i będzie dalej robić – protesty, które zakłócają życie publiczne w taki sposób, żeby nie pozostać niezauważone. Tak się też stało w Filharmonii. To oczywiście nie jest komfortowe, kiedy ktoś zakłóca nam życie codzienne, jednak w dobie pogłębiającego się kryzysu klimatycznego taka forma protestu, zmuszająca do zwrócenia uwagi na problem, jest potrzebna.

To nie jest łatwe, ani przyjemne – na osoby, które wdarły się na scenę w Filharmonii, spadła fala krytyki. Otrzymują przerażające groźby, w tym groźby przemocy seksualnej, o wyzwiskach nie wspominając. 

Poza hejtem jest też trochę wsparcia – odzywało się do nas sporo muzyków, którzy pisali, że popierają nasze akcje i zgadzają się z naszymi postulatami. Nasz protest nie był wymierzony w dyrygenta, orkiestrę czy widzów i jest nam przykro, że musieliśmy zakłócić ten koncert. Dzisiaj takie protesty w miejscach skupiających uwagę wielu osób są bardzo potrzebne. To jeden z wielu środków do celu, którym jest powstrzymanie zapaści klimatycznej. Wielu teoretyków zmiany społecznej, zajmujących się tym zagadnieniem, jak skutecznie działać dla klimatu, potwierdza, że takie zakłócenia, kiedy ludzie są zmuszeni zwrócić na nie uwagę, są pierwszym krokiem do tego, żeby zaczęli też zmieniać zdanie. Oczywiście nie wszystkim się one podobają, ale zmiana społeczna nie zachodzi, kiedy wszyscy się ze sobą zgadzają.

Jesteście przekonani o tym, że taki kontrowersyjny sposób postępowania sprawdzi się na dłuższą metę?

JK: Nie działamy po to, żeby nas ktoś lubił, bierzemy udział w tej walce o życie. Również dyskusje o tym, czy np. warto było wchodzić na scenę Filharmonii, sprawiają, że o klimacie się mówi coraz więcej. Nie jest tak, że Polacy się tym tematem w ogóle nie interesują – 68 proc. martwi się o klimat, a my wiemy, że jakość życia poprawi się, jeśli nasze postulaty zostaną spełnione. 12 milionów Polaków dotkniętych jest wykluczeniem komunikacyjnym, chcemy to zmienić.

Zamiast wielkiej rozbudowy dróg i autostrad chcemy przekazania tych środków w całości na przywrócenie funkcjonalności transportu publicznego i wprowadzenie tanich jednolitych biletów na transport lokalny i regionalny. 

Więc nawet jeśli komuś nie odpowiada nasz sposób działania, to nie może nie zgodzić się z tym, że spełnienie naszych postulatów poprawi ich warunki życia.

Zapowiadacie będą kolejne akcje. Czego oczekujecie od premiera? 

JK: Chcemy, aby do czasu rozpoczęcia wyborów samorządowych Donald Tusk wystosował publiczne oświadczenie, zobowiązujące do realizacji naszych postulatów. Oczekujemy, że nastąpi skokowe zwiększenie inwestycji w kolej i komunikację zbiorową poprzez przekazanie 100 procent środków z budowy nowych dróg ekspresowych i autostrad na regionalne i lokalne połączenia kolejowe i autobusowe od 2025 oraz wprowadzenia zintegrowanego biletu na transport lokalny i regionalny w całym kraju za 50 zł miesięcznie. List otwarty w tej sprawie złożyliśmy do premiera Donalda Tuska oraz Marszałka Sejmu, Polskiej Akademii Nauk, Sądu Najwyższego i Telewizji Publicznej, które naszym zdaniem odgrywają kluczową rolę w zmianie społecznej.

Czytaj więcej

Zakłócili koncert w filharmonii, teraz piszą list do Tuska. „Stawiamy ultimatum”

Dlaczego skupiacie się na transporcie?

JK: Jednym z powodów są emisje gazów cieplarnianych, które w transporcie drogowym wzrosły od 2005 roku do 2017 roku o 77 proc. Na ulicach wciąż przybywa samochodów, budowane są kolejne drogi.

Jednak przede wszystkim wierzymy, że polityka klimatyczna nie może wykluczać ludzi, a w tym momencie nasze społeczeństwo zmierza ku zapaści, ku wielkim zmianom, które drastycznie pogorszą jakość życia ludzi. 

W krajach tzw. Globalnego Południa te zmiany już są bardzo widoczne, u nas jeszcze nie w takim stopniu, ale zmierzamy w tym kierunku. Jeśli mamy odpowiednio dostosować politykę klimatyczną, to ona musi sprzyjać ludziom. Chcemy też, aby była konkretna, a nie abstrakcyjna, jak Zielony Ład, który wiele osób postrzega jako niewiele znaczący dokument, którego korzyści są dla wielu osób niejasne. Dlatego walczymy o dostępny i tani transport publiczny dla wszystkich Polek i Polaków, bo to realnie podniesie naszą jakość życia.

Czy ktoś wyraził swoje poparcie dla Waszego niedzielnego protestu?

JK: Komentarzy wciąż przybywa. Część osób pisze, że sam proces im się nie podoba, ale wspierają nasze postulaty, część osób mocno nas krytykowała. Łukasz Warzecha nazwał nas klimatycznymi terrorystami, Jakub Wiech dopytywał, co dalej zamierzamy robić, a Oskar Szafarowicz straszył wejściem w życie Zielonego Ładu. Działacze klimatyczni nas wspierają, ale swojego wsparcia nie wyraził dotychczas żaden polityk. I chociaż nasze postulaty są zbieżne z założeniami niektórych programów politycznych, to fakt, że dopuszczamy się obywatelskiego nieposłuszeństwa, może powstrzymywać polityków przed poparciem naszych działań. Jednocześnie jednak, nie przyjmując naszych postulatów, de facto odbierają ludziom to, czego potrzebują. Wiemy, że stawiamy rząd w sytuacji dylematu: czy wybierze dobro ludzi, czy swój wizerunek, tłumiąc dalej protesty przerażonych obywateli.

Czekacie więc do kwietnia na decyzję premiera. Czy to oznacza, że w międzyczasie nie będzie protestów?

JK: Nie, jeszcze w tym tygodniu mamy w planach kilka protestów. Odzew na pierwszą akcję w Filharmonii przerósł nasze oczekiwania, jednak to nie koniec. Chcemy ostrzec rząd i pokazać, na jaką skalę protestów jesteśmy gotowi, jeśli nasze postulaty nie zostaną spełnione. Jeśli rząd nas zignoruje, od kwietnia będziemy walczyć z jeszcze większą siłą i determinacją do momentu ich realizacji.

Po proteście w Filharmonii i publikacji wideo w mediach, sporo komentarzy np. na platformie X raczej krytykowało wasze działania niż zachęcało do kolejnych. Ludzie pisali, że lepiej zrobilibyście sprzątając lasy, zamiast przerywać koncerty. Jak odbieracie taką krytykę?

Julia Keane, Ostatnie Pokolenie: Spodziewaliśmy się takich reakcji. Ostatnie Pokolenie jest ruchem, który robi – i będzie dalej robić – protesty, które zakłócają życie publiczne w taki sposób, żeby nie pozostać niezauważone. Tak się też stało w Filharmonii. To oczywiście nie jest komfortowe, kiedy ktoś zakłóca nam życie codzienne, jednak w dobie pogłębiającego się kryzysu klimatycznego taka forma protestu, zmuszająca do zwrócenia uwagi na problem, jest potrzebna.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Aktywiści
Oblali farbą Syrenkę w Warszawie, grożą nowym protestem. Będzie blokada mostów?
Aktywiści
Akcja „Pytamy o Zielone”: co kandydaci w wyborach chcą zrobić dla środowiska?
Aktywiści
Zakłócili koncert w filharmonii, teraz piszą list do Tuska. „Stawiamy ultimatum”
Aktywiści
Wielkie kukły przejdą przez Europę i dotrą nad Bałtyk. Nowy protest klimatyczny
Aktywiści
Saudyjski gigant naftowy oskarżony o kłamstwo. W tle wyścigi F1