Są niewielką organizacją, ale ich działania budzą duże emocje. Blokują drogi, prowadzą kontrowersyjne akcje protestacyjne, które w zamierzeniu mają angażować uwagę polityków, mediów, ale są uciążliwe choćby dla kierowców w polskich miastach. Akcje Ostatniego Pokolenia wywołały ostatnio reakcję premiera Donalda Tuska, który wezwał policję do ostrzejszej reakcji na tego typu wydarzenia. „Otrzymujemy mnóstwo głosów poparcia. Ludzie mówią o tym, że nareszcie zrobiło się głośno w sprawie ważnej dla nas wszystkich” – przekonuje Bartłomiej Marchliński z Ostatniego Pokolenia.
Polityka – nie tylko ta w Polsce – nie nadąża za kryzysem klimatycznym. Nie uważacie, że osiąganie celów, do których dążycie, wymaga szerszej mobilizacji społecznej, ale jest ona trudna do osiągnięcia, bo społeczeństwo negatywnie podchodzi do formy waszych protestów?
Bartłomiej Marchliński: Stawiamy sobie za cel nagłośnienie tego, że ważna jest dla nas przyszłość ludzi. Wobec nadchodzącej zapaści klimatycznej nie ma innej drogi, jak szeroka mobilizacja społeczna. Ufamy, że – mimo początkowego zdenerwowania – osoby, które spotykają się z nami, przemyślą to, o czym mówimy. W obecnym szumie informacyjnym tylko radykalne postawy i działania przebijają się do opinii publicznej, a my, w związku z nadchodzącą katastrofą klimatyczną, nie mamy już więcej czasu.
Blokady to nasza propozycja zwiększenia zasięgu wielopokoleniowej wiadomości: „Razem możemy zapobiec najgorszym skutkom globalnego ocieplenia”.
Nie na innej formy protestów, która mogłaby się przynieść oczekiwany przez was efekt?