Czytaj więcej
Na Odrze doszło do katastrofy ekologicznej. Z rzeki wyławiane są tony śniętych ryb.
Jak ocenia pan dotychczasowe działania władz, a jakie, Pana zdaniem, należałoby teraz wdrożyć?
Moja ocena będzie bardzo krytyczna, dlatego, że początek tego zanieczyszczenia miał miejsce pod koniec lipca. Pierwsze zgłoszenia o zatruciach w Kanale Gliwickim i przy ujściu do Odry z kanału były już w marcu, co zgłaszali wędkarze – i to był moment, w którym już pojawił się sygnał alarmowy, że dzieje się co złego. Jak twierdzą wędkarze, instytucje na to nie zareagowały. Natomiast obecna sytuacja, od końcówki lipca, pokazała raczej bezwład i brak systemu reakcji na przypadek awarii. Państwo się obudziło teraz, kilkanaście dni od początku tej historii, rząd organizuje teraz jakieś konferencje prasowe, wyjazdy nad Odrę polityków i spotkania z dziennikarzami, tymczasem nad Odrą powinni się teraz znajdować eksperci, fachowcy od szacowania strat na całym odcinku Odry.
Ja mam bardzo duże obawy, że jeżeli to skażenie dostało się do wody, to mogło osadzić się również na dnie Odry i na brzegach. Ponieważ mamy teraz niskie stany wody, to po deszczu i podniesieniu się poziomu wody kiedy wzrosną turbulencje i przepływy możemy mieć do czynienia z uruchomieniem skażenia z dna i brzegów rzeki i ze skażeniem wtórnym.
Tutaj jest przede wszystkim miejsce od początku dla ekspertów, którzy powinni się tym tematem zająć i przygotować na możliwe scenariusze rozwoju sytuacji odpowiednie działania. Tymczasem usuwaniem martwych ryb na setkach kilometrów Odry zajęli się społecznicy, społeczna straż rybacka, wolontariusze i wędkarze. Obywatele i społeczeństwo wyręcza instytucje publiczne.