Naukowcy łączą siły z aktywistami, celem zidentyfikowania wycieków i zamknięcia ich, aby powstrzymać wydobywanie się gazu cieplarnianego.
Czytaj także: Nie tylko CO2. ONZ alarmuje: konieczne cięcia emisji metanu
W 2019 roku Yuzhong Zhang, doktor habilitowany na Uniwersytecie Harvarda umieścił odczyty z satelity Copernicus Sentinel-5 Precursor na mapie Stanów Zjednoczonych. Odkrył, że największe stężenie metanu pojawiło się jako czerwona plama na szerokim na ponad 240 kilometrów Teksasu i Nowego Meksyku. Po analizie danych doszedł do wniosku, że każdego roku 2,9 miliona ton metanu trafia do atmosfery.
Według Zhanga, winne jest wydobycie gazu w Basenie Permskim, jednego z najbogatszych regionów wydobywających ropę na świecie. Tamtejsze studnie, oprócz ropy naftowej, wydobywają też mniej opłacalny gaz ziemny, a ten w ponad 90 proc. składa się z metanu. Region ten jest wyjątkowo potężnym źródłem metanu również z uwagi na szereg nieprawidłowości związanych z wydobyciem paliw kopalnych. Jak wykazała niedawna analiza przeprowadzona przez Earthworks, nawet 84 proc. spalania gazu w Basenie Permskim było dokonywane bez stosownych zezwoleń.
Organizacje pozarządowe i aktywiści działają wspólnie, wyszukując źródła wycieków i bezpośrednio wywierając presję na firmy, aby je powstrzymały. Pomaga w tym dość sprawna reakcja rynku – w ubiegłym roku zrezygnowano z kontraktu z Francją o wartości 7 miliardów dolarów z uwagi na emisje gazów cieplarnianych. Firmy naftowe wychodzą z własną inicjatywą, aby odnaleźć i powstrzymać wycieki, bo leży to w ich interesie. Wykorzystują do tego drony, samoloty i satelity.