Wcześniejszym celem UE było zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych o 40% w porównaniu z poziomem z 1990 roku do 2030. Nowa umowa wyznacza cel na 55%, jest to jednak o 5% mniej niż Parlament Europejski pierwotnie miał nadzieję uwzględnić w projekcie. To także 10% mniej niż wnioskował Greenpeace, który skrytykował porozumienie, mówiąc, że wskazuje ono na fakt, że „UE jest mało ambitna, jeśli chodzi o ochronę klimatu”, a w tej sytuacji osiągnięcie celów porozumienia klimatycznego z Paryża jest bardzo odległe.
Czytaj też: Szczyt klimatyczny: czym może pochwalić się Andrzej Duda?
„Nowy cel klimatyczny UE nie wystarczy, aby powstrzymać kryzys klimatyczny. Według nauki, aby osiągnąć cel 1,5 stopnia, a tym samym zapewnić stabilizację klimatu, do 2030 roku, potrzeba obniżyć emisje o 65%” – wyjaśnia Jasmin Duregger, ekspertka ds. klimatu i energii w austriackim Greenpeace. „Nie negocjujesz z klimatem. Jeśli nie uda nam się radykalnie zredukować emisji gazów cieplarnianych, ryzykujemy radykalną zmianą klimatu, która katastrofalnie zmieni bieg historii ludzkości na kolejne tysiące lat.”
Niezadowolenie wyrażali również europarlamentarzyści – Michael Bloss powiedział, że UE traci swoją pionierską rolę w ochronie klimatu. „Trudno będzie przestrzegać porozumienia klimatycznego z Paryża, zmiany klimatyczne nam nie wybaczą” – stwierdził Bloss.
Niektórzy spośród negocjatorów wskazali, że redukcja może w rzeczywistości być niższa niż 55% ze względu na zmiany w sposobie obliczania spadku. Spierano się również, czy należy wziąć pod uwagę dwutlenek węgla wychwytywany przez lasy i rośliny jako część krajowych redukcji.
Ogłoszenie nastąpiło w wyniku około 15-godzinnych rozmów przedstawicieli państw członkowskich UE. Udało się, zgodnie z założeniem, osiągnąć porozumienie przed zaplanowaną na czwartek wideokonferencją z prezydentem Stanów Zjednoczonych Joe Bidenem.