Zgodnie z analizą przeprowadzoną przez organizację pozarządową, branża robi wszystko, aby ominąć unijne normy emisyjne. W tym celu m.in. stosuje agresywny lobbying oraz wysuwa bezpodstawne twierdzenia. Tymczasem jeśli uda się złagodzić proponowane nowe normy dotyczące emisji z transportu drogowego, ucierpi na tym zdrowie publiczne. Transport & Environment ostrzega, że ewentualny sukces branży motoryzacyjnej odczujemy w ciągu kolejnych dekad poprzez pogarszającą się jakość powietrza.
Czytaj więcej
O tym, jak Warszawa nawet w Dzień bez Samochodu nie może uwolnić się od toksycznej miłości do aut.
Normy Euro 7 ustanowią prawne limity emisji, które będą się odnosić do niemal 100 milionów samochodów benzynowych oraz z silnikiem diesela, które będą sprzedawane w UE po 2025 roku, czyli po dacie wejścia regulacji w życie.
W raporcie Transport & Environment można przeczytać, że „branża motoryzacyjna od długiego czasu podnosi fałszywy alarm w sprawie norm emisji, twierdząc, że zgodność z nimi będzie niemożliwa, zbyt droga lub ograniczy sprzedaż, a gdy rozporządzenie wejdzie w życie zapewne w pełni dostosuje się do nowych przepisów i przypisze sobie za to zasługi”.
Szef marki Citroën, Vincent Cobee ostrzegał niedawno, że "elektryfikacja [samochodów] będzie kosztowna, a zatem niedostępna", podkreślając jednocześnie, że marka "chce polepszać jakość życia, dobrobyt”. Roberto Cingolani, włoski minister odpowiedzialny za transformację ekologiczną, a wcześniej członek rady dyrektorów Ferrari, również skrytykował ambitne plany unijne. Oświadczył, że mimo wspierania celów redukcji emisji, należy z nich wyłączyć niektóre "nisze", czyli sportowe marki o potężnych, wysokoemisyjnych silnikach.