- Na konferencji mieliśmy wrażenie, że przedstawiciele rządu przyjechali na wycieczkę przyrodniczą i tak to relacjonowali, mówiąc, że jest niewiele martwych ryb i pytając, po co ktoś przychodzi tutaj z wiadrami, co chce zbierać. Jesteśmy oburzeni reakcją władz na zaistniałą sytuację i odwróceniem głowy od tej dramatycznej sytuacji, którą należy nazwać katastrofą ekologiczną - mówi Magda Bobryk, założycielka Stowarzyszenia 515, należącego do Koalicji Czas na Odrę!
- Najwyraźniej nie zauważyli tysięcy martwych ryb, które zbieramy. Jedyna informacja, jaką otrzymaliśmy, to wiadomość o tym, że do akcji włączy się wojsko, co uważamy za decyzję uzasadnioną, po otrzymaniu niepotwierdzonej w polskich badaniach informacji, że Niemcy wykryli w próbkach wody bardzo duże stężenie rtęci. Ta informacja natychmiast zatrzymała wszystkie prace PZW, które lokalnie było odpowiedzialne za zbieranie i utylizację martwych ryb – dodaje. Podkreśla, że sytuacja jest nie tylko kuriozalna, ale też coraz bardziej niebezpieczna.
Czytaj więcej
Ja tutaj widzę zawalenie tych spraw na całej linii, tak jakby państwo przestało na moment działać, nie wiem, może sparaliżowane strachem, obawami przed komunikowaniem się ze społeczeństwem czy być może w związku ze zbliżającymi się wyborami – uważa Piotr Nieznański, Doradca Zarządu ds. Środowiskowych Fundacji WWF Polska.
- Mamy do czynienia z sytuacją, w której martwe, rozkładające się ryby leżą przed naszymi domami – mieszkam 20 metrów od rzeki. Zaczyna się pojawiać odór, a służby sprzątające informują, że nie są w stanie pracować bez zabezpieczenia twarzy. Tymczasem bez usuwania martwych ryb, odór będzie coraz silniejszy – podkreśla, zwracając też uwagę na fakt, że mieszkańcy okolic rzeki nadal nie zostali dostatecznie poinformowani o możliwych konsekwencjach zaistniałej sytuacji.
- Czy my, jako mieszkańcy okolic rzeki, jesteśmy bezpieczni? Nikt nam tego nie powiedział, nie dostaliśmy jasnej informacji na temat tego co możemy, a czego nie możemy robić. Jeden minister mówi, że nie rekomenduje łowienia ryb, drugi oświadcza, że wejdzie do rzeki, bo nie widzi niebezpieczeństwa – mówi założycielka Stowarzyszenia 515.