- Na konferencji mieliśmy wrażenie, że przedstawiciele rządu przyjechali na wycieczkę przyrodniczą i tak to relacjonowali, mówiąc, że jest niewiele martwych ryb i pytając, po co ktoś przychodzi tutaj z wiadrami, co chce zbierać. Jesteśmy oburzeni reakcją władz na zaistniałą sytuację i odwróceniem głowy od tej dramatycznej sytuacji, którą należy nazwać katastrofą ekologiczną - mówi Magda Bobryk, założycielka Stowarzyszenia 515, należącego do Koalicji Czas na Odrę!
- Najwyraźniej nie zauważyli tysięcy martwych ryb, które zbieramy. Jedyna informacja, jaką otrzymaliśmy, to wiadomość o tym, że do akcji włączy się wojsko, co uważamy za decyzję uzasadnioną, po otrzymaniu niepotwierdzonej w polskich badaniach informacji, że Niemcy wykryli w próbkach wody bardzo duże stężenie rtęci. Ta informacja natychmiast zatrzymała wszystkie prace PZW, które lokalnie było odpowiedzialne za zbieranie i utylizację martwych ryb – dodaje. Podkreśla, że sytuacja jest nie tylko kuriozalna, ale też coraz bardziej niebezpieczna.
Czytaj więcej
Ja tutaj widzę zawalenie tych spraw na całej linii, tak jakby państwo przestało na moment działać...
- Mamy do czynienia z sytuacją, w której martwe, rozkładające się ryby leżą przed naszymi domami – mieszkam 20 metrów od rzeki. Zaczyna się pojawiać odór, a służby sprzątające informują, że nie są w stanie pracować bez zabezpieczenia twarzy. Tymczasem bez usuwania martwych ryb, odór będzie coraz silniejszy – podkreśla, zwracając też uwagę na fakt, że mieszkańcy okolic rzeki nadal nie zostali dostatecznie poinformowani o możliwych konsekwencjach zaistniałej sytuacji.
- Czy my, jako mieszkańcy okolic rzeki, jesteśmy bezpieczni? Nikt nam tego nie powiedział, nie dostaliśmy jasnej informacji na temat tego co możemy, a czego nie możemy robić. Jeden minister mówi, że nie rekomenduje łowienia ryb, drugi oświadcza, że wejdzie do rzeki, bo nie widzi niebezpieczeństwa – mówi założycielka Stowarzyszenia 515.