Newsy, które przychodzą w ostatnim czasie ze świata, muszą przerażać. Ciała przedstawicielskie putinowskiej Rosji akceptują przeznaczenie jednej trzeciej budżetu kraju na cele militarne. To skutek wojny w Ukrainie. Logika konfliktu rzekomo uzasadnia takie wydatki; rządcy Kremla postanowili, że jedną trzecią ludzkiej pracy trzeba przepalić na polu walki, a naród bije brawo.

Szaleństwo poszło dalej; od października mamy otwartą wojnę na Bliskim Wschodzie. Hamas, atakując Izrael, wyzwolił demona. Zbroi się nie tylko Izrael, ale też cały region, wszyscy sąsiedzi. Ceny broni, amunicji, sprzętu wojskowego poszybowały na nieznane od lat wyżyny. Szaleństwo? Bez wątpienia. Dowód na słabość naszego instynktu samozachowawczego. Bo przecież równolegle pogrążający się w wojennym szaleństwie świat dokonuje powolnej samozagłady.

Znów wystarczy przegląd świeżych newsów. Podnoszący się ocean zalewa powoli źródła słodkiej wody na wyspach Kiribati. Ludzie muszą powoli się stamtąd wynosić, bo wyspy za kilka dekad nie będą nadawały się do życia. Uciekinierów przyjmie Nowa Zelandia. Przerażająco szybko topnieją lodowce w Alpach i Himalajach. To przyczyna tragicznych powodzi, ale też zmiana w lokalnych ekosystemach, której skutki są dla nas niewyobrażalne. Kolejne sezony letnie przynoszą najwyższe z zanotowanych w historii temperatury, także w naszym regionie. Pożary trawią północne wybrzeża Morza Śródziemnego. Wysychają lasy. Pojawiają się inwazyjne gatunki migrujących z południa zwierząt. Susza w Afryce nasila procesy migracyjne.

Czyż trzeba więcej dowodów, że zaraz staniemy przed widmem zagłady? A jednak ludzkość ma inne priorytety. Wyrzyna się, walczy o kawałki spornej ziemi, karmi nacjonalizmy. Kiedy szukam metafory naszych czasów, widzę wielki hiszpański galeon tonący pośrodku oceanu z hiszpańskim złotem. Pokład już się spalił, zawaliły maszty, statek idzie na dno, a marynarze, miast ratować życie, walczą między sobą o sztabki złota. Musimy zrobić wszystko, by odegnać tę metaforę, by wizja, którą ze sobą niesie, się nie sprawdziła.

Mamy jeszcze czas na ratowanie planety. Róbmy to na co dzień, po swojemu, uporczywie, z determinacją budowniczych piramid. Co roku nagradzamy jako „Rzeczpospolita” bohaterów tej walki Zielonymi Orłami. W tym roku jest podobnie. Laureaci to bohaterowie koniecznych przemian. Ludzie walczący o odwrócenie tego, co dla wielu nieuchronne. My wciąż wierzymy w zieloną przyszłość Ziemi. I nie przestaniemy.