Choć coraz większą uwagę zwracamy na ilości generowanego dwutlenku węgla, wciąż niewystarczająco doceniamy zagrożenie, jakie niosą za sobą emisje metanu – gazu, który w ciągu pierwszych dwóch dekad po uwolnieniu, działa aż 84 razy silniej niż dwutlenek węgla.
Działalność człowieka emituje znacznie mniej metanu niż C02, jednak metan działa znacznie silniej, co sprawia, że gaz ten, nazywany niekiedy „dwutlenkiem węgla na sterydach”, odpowiada za 23% wzrostu temperatury od czasów przedindustrialnych. Nie ulega wątpliwości, że bez ograniczenia jego emisji, możemy porzucić nadzieję na stabilizację klimatu.
Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu szacuje, że aby utrzymać temperaturę w przedziale od 1,5°C do 2°C powyżej poziomu sprzed epoki przemysłowej, emisja metanu przez ludzi musi do 2050 roku spaść o 35% poniżej poziomu z 2010.
Jak to osiągnąć? Przede wszystkim należy przyjrzeć się rolnictwu, które wespół z sektorem energii odpowiada za około 1/3 rocznych emisji. Szczególnie duży udział w nich mają Chiny, Stany Zjednoczone i Rosja – statystycznie najwyższy udział w emisjach wynikających z rolnictwa posiadają kraje słynące z licznych hodowli zwierząt.
Międzynarodowa Agencja Energetyczna szacuje, że 40% emisji metanu z paliw kopalnych, czyli ok. 9% emisji metanu generowanych przez ludzi, można wyeliminować bez ponoszenia kosztów netto przez przemysł. Większe wyzwanie stanowi redukcja emisji z rolnictwa, wydaje się bowiem, że podstawowym krokiem powinno być ograniczenie hodowli zwierząt. Szacuje się, że zwierzęta gospodarskie wytwarzają rocznie mniej więcej 3,1 gigaton metanowego ekwiwalentu dwutlenku węgla. I choć pojawiają się głosy mówiące o możliwości częściowej redukcji tych emisji, poprzez modyfikację krowiej diety, ilości metanu generowanego przez krowy wciąż pozostałyby ogromne.