Badania wskazują, że Stany Zjednoczone znajdują się w światowej czołówce pod względem ilości spożywanego w diecie białka. Są też jednym z największych światowych konsumentów mięsa.
Przyjmuje się, że statystyczna kobieta potrzebuje dziennie ok. 46 gramów białka, a mężczyzna ok. 56, tymczasem mieszkańcy Stanów Zjednoczonych przekraczają te normy dwukrotnie. Co więcej, odnosi się to zarówno do diety bogatej w produkty odzwierzęce, jak i całkowicie roślinnej.
Zbilansowana dieta, w której znajduje się odpowiednia ilość białka, jest bardzo istotna dla zdrowia. Jego niedobór może prowadzić do szeregu problemów, takich jak zaburzenia wzrostu, utrata masy mięśniowej, obniżenie odporności oraz osłabienia serca i układu oddechowego.
Czytaj więcej
Naukowcy przeanalizowali ponad 57 tysięcy produktów spożywczych, pod kątem ich wpływu na środowisko, w tym emisji gazów cieplarnianych oraz ilości wody wykorzystanej do ich produkcji.
Problemem jest jednak również nadmiar białka w diecie, który ma wpływ nie tylko na organizm, ale również środowisko. Spożywanie zbyt dużych ilości białka sprawia, że organizm rozkłada jego nadwyżkę na mocznik, czyli związek, w skład którego wchodzi azot. Jest z organizmu usuwany za pomocą moczu i trafia do ścieków, gdzie może wywoływać szereg skutków ekologicznych, określanych jako „kaskada azotu”. W niektórych warunkach chemicznych i w obecności pewnych drobnoustrojów, mocznik może ulec rozpadowi, tworząc gazy utlenionego azotu. Te z kolei mogą dotrzeć do atmosfery, gdzie podtlenek azotu (N20) może pogłębiać ocieplanie się klimatu, a tlenki azotu mogą prowadzić do występowania kwaśnych deszczów. Azot stymuluje również wzrost glonów oraz sinic, które żywią się mocznikiem. Ich nadmierny wzrost może być groźny w zbiornikach wodnych, gdzie zajmują coraz większe powierzchnie, zatykając niezbędne zasoby wodne kwiatami, mogącymi wytwarzać toksyny, niebezpieczne dla ludzi oraz zwierząt. Problemu nie rozwiązuje wówczas śmierć glonów, ponieważ żywiące się nimi mikroorganizmy również zużywają ten w wodzie, co prowadzi do powstania „martwych stref”, w których wiele gatunków nie będzie w stanie przetrwać.