Nowe badanie wyraźnie wskazuje, że konsumenci nie mają problemów z oceną, czy dany produkt jest pochodzenia roślinnego czy odzwierzęcego. Jest to istotny głos w debacie, którą rozpoczęły sugestie ze strony przedstawicieli australijskiej branży mięsnej, przekonujących, że konsumenci nagminnie wybierają produkty roślinne, choć planowali kupić mięso. Na podstawie lobbyingu Australijskiej Rady Doradczej ds. Mięsa, chcącej zakazać firmom produkującym alternatywy dla mięsa używania nazw takich jak „wołowina” czy „kurczak”, australijska senator Susan McDonald wszczęła dochodzenie.
Czytaj więcej
Mieszkańcy Marsa będą stosować dietę roślinną, twierdzi Elon Musk, który w ciągu dekady planuje r...
Analiza przeprowadzona na University of Technology Sydney dowiodła jednak, że zarzuty lobby mięsnego nie mają podstaw.
Wyniki badania stoją w sprzeczności do przeprowadzonego w ubiegłym roku badania, sfinansowanego przez Australijską Radę Doradczą ds. Mięsa, które miało udowodnić, że większość konsumentów uznało opakowania roślinnych zamienników za wprowadzające w błąd, a 75 proc. respondentów optowało za tym, by zakazać prawnie określania produktów roślinnych nazwami zawierającymi odniesienia do produktów mięsnych. Tymczasem okazuje się, że 91 proc. Australijczyków nie ma problemów z odróżnianiem produktów roślinnych od zwierzęcych.
W wyniku niezależnej ankiety wzięło udział 1014 konsumentów reprezentujących wszystkie regiony Australii z obszarów zarówno wiejskich, jak i miejskich.