Najbogatsi w największym stopniu szkodzą klimatowi. Naukowcy mają dowód

Zwolennicy rekompensat, jakie najbogatsi powinni płacić za wpływ na globalne ocieplenie, dostali do ręki mocne argumenty. Wyliczenia opublikowane przez badaczy na łamach „Nature Climate Change” jednoznacznie pokazują, jak duży jest wpływ najzamożniejszych na zmiany klimatu.

Publikacja: 13.05.2025 11:00

„Emisyjność” osób bogatych rośnie wraz z wzrostem ich poziomu zamożności – ustalili autorzy badania.

„Emisyjność” osób bogatych rośnie wraz z wzrostem ich poziomu zamożności – ustalili autorzy badania.

Foto: Brandon Day Unsplash

Nasze badanie pokazuje, że ekstremalne zjawiska kliamtyczne nie są wynikiem abstrakcyjnych globalnych emisji. Możemy je bezpośrednio powiązać z naszymi decyzjami dotyczącymi stylu życia, które z kolei są powiązane z poziomem zamożności – podkreśla w rozmowie z dziennikiem „The Guardian” Sarah Schöngart, kierująca pracami zespołu autorów artykułu specjalistka ds. modelowania klimatycznego.

Jak twierdzi, wnioski naukowców sprowadzają się do tego, że bogatsi emitenci odgrywają znaczącą rolę w doprowadzaniu do ekstremów klimatycznych. A co za tym idzie, są argumentem na rzecz pomocy dla krajów rozwijających się (o którą państwa te zabiegają m.in. podczas szczytów klimatycznych ONZ), a także – na rzecz takiej polityki klimatycznej, która ograniczałaby wpływ na planetę emisji generowanych przez tę grupę społeczną.

Raport: Wpływ najbogatszych na zmiany klimatu 

Punktem odniesienia dla badaczy był rok 2020. Globalny wzrost temperatur wyniósł wówczas – w porównaniu do 1990 r. – 0,61 stopnia Celsjusza. Według badaczy 65 proc. tego wzrostu można przypisać 10 procentom najbogatszych mieszkańców Ziemi. Te grupę badacze zdefiniowali jako osoby o dochodzie przekraczającym – mniej więcej – 43 tysiące euro rocznie (ok. 180 tysięcy złotych). 

Czytaj więcej

99-letni David Attenborough pokazał swój nowy film. „To przesłanie jego życia”

„Emisyjność” osób bogatych rośnie wraz z poziomem ich poziomu zamożności. Grupa odpowiadająca 1 procentowi najbogatszych (zarobki roczne powyżej 625 tysięcy złotych) odpowiadać ma za 20 proc. emisji. Dla 0,1 proc. najbogatszych (z rocznymi dochodami powyżej 2,3 miliona złotych rocznie) – to 8 proc. emisji.

Osoba z pierwszej z grup (10-procentowej) ma na koncie 6,5 raza więcej emisji niż statystyczny globalny „średniak”. Ta należąca do 1-proc. elity ma już 20-krotnie więcej emisji od przeciętnego mieszkańca Ziemi, a ci z grona 0,1-proc. – 76-krotnie. – Gdyby każdy z nas emitował tyle, co osoby należące do biedniejszej połowy mieszkańców Ziemi, wzrost temperatur po 1990 r. byłby minimalny – twierdzi Carl-Friedrich Schleussner, jeden z współautorów badania. Z kolei gdyby każdy człowiek miał na koncie tyle emisji co 10 procent najbogatszych, średni wzrost temperatury globalnej sięgałby 2,9 stopnia Celsjusza (lub 6,7 stopnia Cejsusza w przypadku grupy 1 proc. najbogatszych czy 12,2 stopnia Celsjusza dla 0,1 proc. najbogatszych).

Kto odpowiada za zmiany klimatyczne? 

Cytowane wyżej wyniki dociekań naukowców nie są zaskoczeniem: dyskusja o odpowiedzialności bogatych (tak ludzi, jak i krajów) za emisje i będące ich konsekwencją zmiany klimatyczne toczy się na forum międzynarodowym od lat.

Mechanizmy również wydają się być oczywiste: od posiadania dwóch czy więcej samochodów w dobrze sytuowanej rodzinie, przez częstsze i bardziej egzotyczne wakacje, podróże samolotem – u najbogatszym przecież własnym – itd. Zakupy i zużywanie rozmaitych surowców przez bogatych napędzają produkcję w emisjogennych sektorach – i tak, na rozmaite sposoby, nakręca się spirala działań podgrzewających atmosferę.

Podobnie dosyć oczywiste jest, że te mechanizmy znacznie częściej uruchamiają się w społeczeństwach krajów rozwiniętych – w tym przede wszystkim zachodnich.

Szacunki badaczy w tym przypadku wpisują się w burzliwą debatę o tym, czy bogaci – zarówno państwa, jak i jednostki – powinni rekompensować biednym walkę z efektami zmian klimatycznych. Ledwie dwa miesiące temu administracja Donalda Trumpa ogłosiła wycofanie się USA z funduszu mającego wspierać kraje rozwijające się w zapobieganiu szkodom wynikającym z ekstremów pogodowych oraz w likwidacji szkód już wyrządzonych.

Artykuł z „Nature Climate Change” po raz pierwszy, choć zapewne nie definitywnie, ani szczególnie skrupulatnie, wskazuje na dysproporcję w odpowiedzialności za zachodzące na planecie zmiany.

Nasze badanie pokazuje, że ekstremalne zjawiska kliamtyczne nie są wynikiem abstrakcyjnych globalnych emisji. Możemy je bezpośrednio powiązać z naszymi decyzjami dotyczącymi stylu życia, które z kolei są powiązane z poziomem zamożności – podkreśla w rozmowie z dziennikiem „The Guardian” Sarah Schöngart, kierująca pracami zespołu autorów artykułu specjalistka ds. modelowania klimatycznego.

Jak twierdzi, wnioski naukowców sprowadzają się do tego, że bogatsi emitenci odgrywają znaczącą rolę w doprowadzaniu do ekstremów klimatycznych. A co za tym idzie, są argumentem na rzecz pomocy dla krajów rozwijających się (o którą państwa te zabiegają m.in. podczas szczytów klimatycznych ONZ), a także – na rzecz takiej polityki klimatycznej, która ograniczałaby wpływ na planetę emisji generowanych przez tę grupę społeczną.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Klimat
Megamiasto na pustyni zmieni pogodę w regionie. Ekspert o wpływie na klimat
Klimat
Wychwytywanie CO2 pomoże w walce ze zmianami klimatu. Technologia warta miliardy
Klimat
Zmiany klimatu sprzyjają rozwojowi groźnego grzyba. Świat jak z „The Last of Us”
Klimat
AI w poszukiwaniu rozwiązania problemu, który wywołała. Co zrobić z emisjami?
Klimat
Nieoczekiwany efekt suszy: węgiel wraca do łask. „Błędne koło uzależnienia”