„Światowe zasoby wodne są obecnie najbardziej zagrożone w historii ludzkości” – alarmowali kilka tygodni temu światowi eksperci, w tym specjaliści Polskiego Towarzystwa Limnologicznego oraz Polskiego Towarzystwa Hydrobiologicznego w specjalnym apelu o objęcie wód powierzchniowych specjalną ochroną.
„Antropopresja przyspiesza zmiany klimatu i tym samym degradację ekosystemów wodnych, a także pogarsza jakość świadczonych przez nie usług. Zmiany dotykające nasz glob manifestują się najszybciej i najsilniej właśnie w wodach powierzchniowych” – dowodzą sygnatariusze apelu, grupa specjalistów licząca w sumie 80 tysięcy osób. – Zasoby wodne są krytyczne dla przetrwania ludzkości – tłumaczył sekretarz Polskiego Towarzystwa Limnologicznego dr hab. Piotr Rudzki. – Jeżeli nie podejmiemy zdecydowanych działań na rzecz ich ochrony, zmiany klimatu doprowadzą do destabilizacji, której nikt z nas nie chciałby być świadkiem. Masowe migracje, ograniczone możliwości produkcji żywności, fale gorąca, pożary, konflikty o wodę, ogromne straty gospodarcze. Zresztą część z tych efektów jest już obserwowana – dodawał.
Czytaj też: 92% powierzchni Polski grozi susza. Co robimy źle?
Trudno się dziwić, że naukowcy biją na alarm. Choć Polska nie kojarzy się z pustynnym krajobrazem, to sytuacja w naszym bywa porównywana do warunków panujących np. w Egipcie. Może to nadużycie, ale ze statystyk AQUASTAT wynika, że na statystycznego Polaka przypada 1585 m sześc. wody. W Europie gorzej wypadają tylko Czesi (1238 m sześc.), Duńczycy (1046 m sześc.), Cypryjczycy (661 m sześc.) i Maltańczycy (117 m sześc.). W ostatnich latach ilość wody per capita mogła się nieco zwiększyć, ale z kolei w okresach letnich susz spada do ok. 1100 m sześc.
Kranówka jak źródlana
Teoretycznie nie mamy wielkich powodów do niepokoju. Sygnatariusze styczniowego listu do światowych liderów piszą o wodach powierzchniowych, tymczasem większość wody trafiającej do naszych kranów pochodzi z rezerwuarów podziemnych (Najwyższa Izba Kontroli szacowała w swoich raportach, że to ok. 72 proc. zużywanej przez nas wody).
Mało tego, szefowie spółek komunalnych w poszczególnych miastach od lat przekonują, że na ich terenie wodę można by pić prosto z kranu. – Jej parametry są zbliżone, a czasami nawet lepsze od tej w supermarketach – przekonywała szefowa jednego z Miejskich Zakładów Gospodarki Komunalnej. Na witrynach niektórych spółek można znaleźć porównania składników mineralnych kranówki do butelkowanych wód mineralnych w sklepach – i teoretycznie, pod niektórymi względami, kranówka nie ustępuje „źródlanym” produktom.